Cześć! Prawie wszystkie matury za mną - zostały mi jeszcze tylko dwa egzaminy. Dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze pod poprzednim postem, zdecydowanie poprawiły mi nastrój! Wreszcie mam chwilę wytchnienia, dlatego postanowiłam napisać Wam o nowym zapachu, który pokochałam od pierwszego powąchania i z miejsca zapragnęłam tak pachnieć.
Wszystko zaczęło się od tego, że chciałam kupić kolejną butelkę moich ukochanych CK One Shock, których używam od dwóch lat. Przy ich zakupie pani ekspedientka zrobiła próbkę perfum Flowerbomb firmy Victor & Rolf, a żeby zaprezentować zapach, popsikała papierowy pasek i wręczyła mi do powąchania. Na zakupach byłam razem z mamą i obydwie natychmiast pokochałyśmy ten zapach. Dobre pięć minut stałyśmy przy kasie niuchając kawałek papieru (jak teraz o tym myślę, to musiało to wyglądać zabawnie), a pani ekspedientka z Sephory opowiadała o dostępnych pojemnościach i cenach. Cena niestety nie zachęca do zakupu, ale okazało się, że ze wszystkich możliwych opcji najbardziej opłaca się kupienie zestawu, w którego skład wchodzą perfumy, balsam do ciała i płyn do kąpieli, na który dostałyśmy 20% zniżki. Tak oto w ramach prezentu dostałam zapach, który podoba mi się najbardziej ze wszystkich, jakie kiedykolwiek wąchałam. Naprawdę!
Jeżeli nie znacie zapachu CK One Shock, odsyłam do posta, w którym opisuję ten zapach - o, tutaj. Zdania o nim nie zmieniłam i zdecydowanie należy do moich ulubionych, ale trzeba przyznać, że w porównaniu do Flowerbomb wydaje się być dość codzienny. Natomiast gwiazda dzisiejszego wpisu to również zapach słodki i kwiatowy, ale pełen klasy, kuszący, wręcz zniewalający. Uwielbiam sposób, w jaki rozwija się na mojej skórze. Do tego jest niesamowicie długotrwały, ponieważ jest to woda perfumowana, a nie toaletowa, jak zwykle to bywa przy perfumach. Dlatego wystarczy naprawdę mała ilość, by pachnieć jak kwiatowa bomba.
Wiem, że trudno sobie wyobrazić, jak pachną perfumy za pomocą samego opisu, ale postaram się dać Wam chociaż namiastkę tego, co czuję. Zwykle kwiatowe zapachy kojarzą mi się mdło, delikatnie. Flowerbomb pachnie jak kobieta pełna klasy, zdecydowana, zmysłowa, pewna siebie. Pachnie jak milion dolarów, jak uosobienie kobiecości. Rozpływam się po prostu. Mniam. Bardzo cieszę się, że balsam i płyn pachną dokładnie tak samo, a nie podobnie, jak zdarzało się przy okazji takich zestawów innych firm.
Cieszę się, że flakon wpasowuje się w koncepcję całego zapachu, bo trzymając go czuję się, jakbym trzymała przepiękny granat z czarną zawleczką. Z wielką chęcią używałabym tych perfum codziennie, ale raczej będę używała ich na wieczorne wyjścia, bo cena robi swoje. Na co dzień wystarczą mi moje Shocki, a te będą niczym wisienka na torcie, dodatkiem do stroju i makijażu na specjalne okazje. Będą dodawały mi pewności siebie i poprawiały humor. Tymczasem podchodzenie co jakiś czas do flakonika i wąchanie nakrętki stało się już moją nową obsesją…
peace&love,
Rebellious lady
ja też go bardzo lubię :)) choć cenowo poraża ..
OdpowiedzUsuńDokładnie… Ból dla portfela :<
UsuńMuszę go kiedyś powąchać:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Jak kupisz, to będzie moja wina :P
UsuńKocham je!
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ten zapach :)
OdpowiedzUsuńPolecam zapoznać się z testerem ;)
Usuń