sobota, 31 października 2015

Zombie Girl | Seria halloweenowa

To już ostatni post z serii halloweenowej w tym roku. Dziś pokażę Wam, jak wyglądał mój tegoroczny makijaż na imprezę z tej okazji. Postanowiłam postawić na klasykę i wbrew pozorom oraz nazwie, nie byłam zombie. Pomalowałam się na damską wersję Zombie Boy'a, czyli chodzącą śmierć.





Niestety, nie mam zbyt dobrych zdjęć tego makijażu, ponieważ wykonywałam go wieczorem, kiedy nie mogłam już liczyć na światło dzienne. Namalowanie czaski na twarzy nie należy do najtrudniejszych czynności, ale to, co sprawia, że taki makijaż wygląda dobrze, to cieniowanie. Zęby to element, któremu warto poświęcić więcej uwagi, dzięki temu zyskują na efektownym wyglądzie. Od siebie mogę jeszcze polecić dodanie białej farby/podkładu/czegokolwiek dla zwiększenia kontrastu między cieniowaniem a kształtem właściwym. Do całości postanowiłam dodać kwiatową koronę - jak ją wykonać pokazywałam w tym poście.




Zdjęcie w środku (pozwoliłam sobie wykorzystać zdjęcie ze Snapchata) to zdjęcie wykonane o 3:30, po powrocie z imprezy. Można więc powiedzieć, że to świetny makijaż, w którym można się bawić całą noc. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy idą dziś tańczyć i straszyć, świetnie spędzą ten wieczór. Bawcie się dobrze! Ja już imprezę mam za sobą, dziś wieczór spędzę na oglądaniu filmów Tima Burtona.


peace&love,
Rebellious lady



środa, 28 października 2015

Creepy zombie | Seria halloweenowa

Moja ostatnia propozycja zombie tak bardzo się Wam spodobała, że postanowiłam stworzyć kolejnego zombiaka, ale tym razem bardziej realistycznego, jeśli tak to można nazwać. Jak zwykle, postarałam się o to, żeby charakteryzacja była stosunkowo prosta, ale przede wszystkim nie wymagała żadnych specjalistycznych kosmetyków do charakteryzacji. 





Podstawą do tego zombiaka jest masa z żelatyny, gliceryny i wody, o której pisałam w tym poście. Kiedy podgrzejecie mieszankę, koniecznie poczekajcie, aż trochę wystygnie, żeby się nie poparzyć. Poza tym trochę chłodniejsza masa jest gęstsza i lepiej się ją nakłada. Mieszanka żelatynowa jest przezroczystożółtawa, natomiast na zdjęciu widzicie czerwoną - to dlatego, że chciałam wykorzystać zalegającą sztuczną krew, która tak naprawdę ma taki sam skład, różni się jedynie dodatkiem barwnika spożywczego. Bez względu na to, czy macie mieszankę z barwnikiem, czy bez, faktura będzie taka sama.





Kolejnym krokiem jest nałożenie podkładu lub farby do twarzy w odcieniu jasnej zieleni, dodanie do niej białego lub szarego wzmocni efekt rozkładającej się skóry. Następnie zaczynamy cieniować: wszystkie wgłębienia zaznaczamy czarnym (ja użyłam zwykłego eyelinera z żelu), doda to głębi i realizmu. Oczodół postanowiłam zaznaczyć również czernią, a następnie dodać fioletowy i bordowy cień. Wokół twarzy też roztarłam czerń, której później nie będzie widać spod zielonego koloru skóry, ale nada głębi i posłuży jako konturowanie.




Kolejnym krokiem jest utrwalenie naszej nowej skóry za pomocą zielonego cienia, najlepiej matowego. Koniecznie pamiętajcie o uszach, dobrze jest też pomalować trochę szyi, a nawet dekolt. Następnie we wszystkie zagłębienia, gdzie jest eyeliner, nałożyłam sztuczną krew (w tym przypadku zwykły barwnik spożywczy). Nie powinno to być zbyt dokładne, pamiętajcie, że zombie nie ma ran od linijki. Na cały obszar wokół ust dobrze jest nałożyć krew w większej ilości, żeby wyglądało to tak, jakby Wasz zombiak wyglądał jak tuż po posiłku. Dla większego kontrastu dodałam więcej czarnego wokół oczu, dzięki czemu białe soczewki lepiej się wybijają.





W tym momencie nie pozostaje nic innego niż dopracowanie szczegółów, dodanie krwi lub czerni według uznania. Na zdjęciach tego nie widać, ale do połowy szyi dodałam ściekającą krew. Oczy zostawiłam stosunkowo mało pomalowane, bo tego dnia moje oczy było wyjątkowo wrażliwe. Jednak jeśli macie ochotę dodać więcej elementów, możecie domalować kilka zmarszczek albo dołożyć trochę odpadającej skóry (jak ją zrobić pokazywałam tutaj).






Mam nadzieję, że zainspirowałam Was do zrobienia własnej wersji zombie! Jeśli będziecie chciały się pochwalić swoimi pracami, koniecznie oznaczcie mnie na Instagramie @rebelliouslady, a także dodajcie hasztag #RLhalloween. Halloween już za trzy dni, mam nadzieję, że każdy z Was ma już pomysł na swoje przebranie - jeśli tak, pochwalcie się w komentarzach!


peace&love,
Rebellious lady

sobota, 24 października 2015

DIY: Kwiatowa korona

Niedługo na blogu ukaże się kolejna propozycja halloweenowa, ale zanim to nastąpi, pokażę Wam, jak wykonałam w bardzo prosty i tani sposób kwiatową koronę. Będzie ona jednym z elementów kolejnego mojego wcielenia, ale oprócz tego może stanowić codzienną lub imprezową ozdobę włosów, jeśli lubicie takie klimaty. Początkowo miałam zamiar wykorzystać gotowy wianek z sieciówki, ale ich ceny sięgają kilkudziesięciu złotych. Korona, którą wykonałam, kosztowała mnie dosłownie trzy złote. W dodatku uważam, że jest ładniejsza oraz w kolorach, które sama wybrałam. Całość wykonania to kilka minut, nie trzeba mieć też niezwykłych umiejętności manualnych. Nie ma żadnej wymówki, żeby jej nie zrobić!




Do wykonania tej korony kluczowym elementem są sztuczne kwiaty. Do zrobienia tej konkretnej wykorzystałam siedem sztuk, każda kosztowała mnie 39 groszy (!), warto wybrać się więc na zwiady do najbliższego supermarketu. Oprócz nich przydała mi się zwykła opaska do włosów - nie musiałam się bawić w plecenie wianka. Przydatne mogą się również okazać nożyczki. 




Przechodzimy do sedna sprawy: sztuczne listki (jeśli takowe występują na Waszych kwiatkach) przesuwamy do góry, a następnie oplatamy łodygę wokół opaski. Dodając kolejne kwiaty, łodygami oplatamy miejsca między nimi tak, aby się nie przemieszczały. Nie trzeba być przy tym bardzo dokładnym, ale warto wziąć pod uwagę, że będziemy nosić to na głowie, więc wszystkie mocno wystające elementy można odciąć lub zabezpieczyć. Nożyczki dobrze służą przy dociskaniu łodyg do opaski.





W efekcie końcowym otrzymujemy kwiatową koronę, która jest gotowa do założenia. Jeżeli nie pasują Wam wystające łodygi (na moich kręconych włosach nie widać ich za bardzo), możecie je zakryć, np. dodać mniejsze kwiatki lub użyć zielonej taśmy izolacyjnej. To Wasza korona, użyjcie wyobraźni i dodajcie wszystko, na co macie ochotę!





Jak pisałam na początku, korona już niedługo w akcji pojawi się na blogu, a tymczasem życzę Wam miłego plecenia własnych - swoją drogą świetnie nadałyby się na festiwale muzyczne, co o tym sądzicie?


peace&love,
Rebellious lady



niedziela, 18 października 2015

Glam zombie | Seria halloweenowa

Przygotowałam dla Was kolejną propozycję na Halloween, tym razem straszniejszą i z wykorzystaniem sztucznej krwi. Zombiaki to standard w temacie charakteryzacji, ale postanowiłam połączyć go z czymś innym, mianowicie pełnym, mocnym makijażem oczu. Coś w stylu: szłam na imprezę, ale zaatakowało mnie zombie. To dobra propozycja dla tych z Was, które chcą wyglądać strasznie i ładnie zarazem, a do tego nie należy do najtrudniejszych.




Zaczynam od makijażu oczu - tu właściwie możecie zrobić na co tylko macie ochotę. Ja postawiłam na ciemne smoky, które wspaniale podkreśla białe soczewki. Postanowiłam założyć je na samym początku, ponieważ ciężko zakłada mi się je po nałożeniu makijażu. Niestety, białe soczewki, które mam na sobie, nie są najwygodniejsze i trochę ograniczały mi pole widzenia (zwłaszcza, że musiałam do nich zdjąć moje soczewki korygujące wadę). Jednak da się do tego przyzwyczaić i wykonać w nich całą charakteryzację.




Kolejnym krokiem było przyklejenie pojedynczych warstw chusteczek higienicznych na klej do rzęs (o wszystkich domowych sposobach na charakteryzację przeczytacie w tym poście). Starałam się stworzyć wrażenie oberwanej skóry wokół twarzy, jakby się rozkładała. Nie martwcie się, że nie wygląda to idealnie, bo właściwie o to chodzi! Ma to być przerażające, ewentualnie obrzydliwe, a na pewno nie dokładne. Żeby wtopić wewnętrzny brzeg chusteczek, nałożyłam na wierzch jeszcze jedną warstwę kleju do rzęs. Pamiętajcie, że klej do rzęs jest mocny i na prawdę nie trzeba go wiele, żeby dobrze trzymał.




Teraz moment, który jest kluczowy dla tej charakteryzacji, czyli nałożenie podkładu na całą twarz i chusteczki w taki sposób, żeby kolor jednego i drugiego był do siebie jak najbardziej zbliżony. Ja wybrałam podkład, który jest dla mnie za jasny, nawet dodałam trochę białego korektora. Jeżeli na początku kolor się nie zgadza, zawsze można dodać czegoś jaśniejszego dla wyrównania, chusteczka pod tym względem jest zaskakująco wytrzymała. Podkład nałożyłam też na usta dla uzyskania trupiego efektu. Na koniec przypudrujcie wszystko przy pomocy transparentnego lub białego pudru. W okolicy kości policzkowych dodałam trochę głębi przy pomocy szarobrązowego cienia - w tym przypadku wszystkie ciepłe odcienie odpadają, możecie użyć nawet zwykłej szarości.




Teraz czas zabrać się za straszną część tej charakteryzacji. Podwińcie wszystkie brzegi swojej nowej twarzy i dodajcie w tych miejscach trochę czerni. Do tego celu użyłam zwykłego eyelinera w żelu, ale możecie zrobić to czymkolwiek, byleby dobrze trzymało się na skórze. Czerń roztarłam palcami w stronę linii włosów, właściwie im bardziej niedbale to zrobicie, tym lepiej. Dla osiągnięcia efektu zakażenia wirusem zombie, miejsce pod oczami podkreśliłam fioletowym cieniem, a następnie cienkim pędzelkiem namalowałam linie udające żyły. Specjalnie również w tych miejscach nie dodałam wcześniej podkładu, bo na mojej twarzy naturalnie mocno widać żyły, więc były one w tym momencie bardzo przydatne.




Ostatni krok, czyli zabawa ze sztuczną krwią. W tym przypadku użyłam zwykłego barwnika spożywczego w żelu, który świetnie się sprawdził, a później stosunkowo łatwo zmył. Wystarczy nałożyć go naokoło twarzy, malując również wewnętrzną, wystającą część sztucznej skóry. Z krwią zeszłam aż do szyi, pomalowałam też uszy i linię włosów. Jeśli będziecie wykonywać tę charakteryzację na imprezę, polecam poplamić też ubrania dla lepszego efektu. Gdzieniegdzie dodałam też trochę czerni na szyi. Jeżeli chcecie, możecie dodać też krople krwi na twarzy, ale osobiście podoba mi się to odcięcie, więc zrezygnowałam z tego pomysłu. Makijaż gotowy, nie pozostaje nic innego niż wyjść na ulicę i straszyć!







Mam nadzieję, że moja propozycja przypadnie Wam do gustu. Pamiętajcie, że z chęcią zobaczę Wasze prace, wystarczy, że oznaczycie mnie na Instagramie @rebelliouslady, a także dodacie hashtag #RLhalloween. Miłego straszenia!


peace&love,
Rebellious lady


poniedziałek, 12 października 2015

Rzeczy do charakteryzacji, które masz w domu | Seria halloweenowa

Od kiedy zainteresowałam się tworzeniem charakteryzacji, starałam się wykorzystywać rzeczy, które miałam w zasięgu ręki. Powód był oczywisty - na początku zabawy ze sztucznymi ranami i krwią nikt nie chce inwestować w stosunkowo drogie akcesoria dla charakteryzatorów. Po czasie kombinowania i próbowania - dosłownie - na własnej skórze, dziś wiem, co sprawdza się najlepiej i co można wykorzystać do stworzenia dobrze wyglądającej charakteryzacji. Większość tych rzeczy na pewno macie w domu, nie pozostaje więc nic innego niż zacząć planować swój upiorny makeup na Halloween!




Zacznę od rzeczy, które można wykorzystać jako sztuczną krew. W zależności od Waszej charakteryzacji lepsza będzie rzadka (lepiej będzie spływać, np. z czoła) bądź gęsta krew (nie będzie się za bardzo przemieszczać). Najpierw najbardziej podstawowe rozwiązanie - farba. Zanim nałożycie ją gdziekolwiek, sprawdźcie tylko, czy nie jest toksyczna. Jeśli nie macie odpowiedniego odcienia czerwieni, polecam wymieszać czerwień z błękitem, a nawet odrobiną czerni (zwykle krew zasycha na bardzo ciemny, wręcz czarny kolor). Kolejnym sposobem jest wykorzystanie barwników spożywczych - tu krew będzie bardzo rzadka, ale całkiem dobrze zasycha na skórze i potrafi wyglądać realistycznie. Tu znów polecam wymieszać czerwień z błękitem, chyba że zależy Wam na przerysowanym, sztucznym efekcie. Ostatni sposób to po prostu zrobienie sobie domowej sztucznej krwi. Sposobów jest kilka, ale właściwie każdy opiera się na mieszance żelatyny, wody i gliceryny z dodatkiem barwników spożywczych. Osobiście polecam wersję do zrobienia w kąpieli wodnej, nie w mikrofali, ponieważ w kąpieli wodnej wszystko rozpuszcza się równomiernie i nie tworzą się bąble powietrza, co ma wpływ na późniejszy wygląd krwi. Przepisy możecie znaleźć m.in. tutaj i tutaj. Krew możecie przechowywać z szczelnym pojemniczku i używać wielokrotnie.




Przejdźmy do robienia sztucznych ran. W tym przypadku cała tajemnica polega właściwie na odpowiednim wykorzystaniu czegoś, co będzie udawało postrzępioną skórę czy mięśnie oraz czegoś, co sklei całość i optycznie stopi ranę w normalną skórę. Klej do rzęs bardzo dobrze zastępuje mleczko lateksowe, więc posłuży nie tylko do klejenia, ale i imitowania pomarszczonej czy zdartej skóry. Czymś, czego używam do klejenia miejsc innych od twarzy, jest klej do decoupagu. Z wiadomych przyczyn nie nakładam go na cerę, ale świetnie sprawdzi się np. na rękach (chyba, że jesteście bardzo wrażliwi, wtedy uważajcie z eksperymentowaniem). Jako mojej masy budującej ranę używam pojedynczych warstw chusteczek higienicznych, koniecznie podartych, nie pociętych. Darcie chusteczek pozwala na dopasowanie wielkości kawałków, ale dodaje realizmu ranie.





Jestem ciekawa, czy znacie inne domowe sposoby na rzeczy do charakteryzacji. Słyszałam o gumie do żucia, ale trochę brzydzi mnie taki pomysł. Może macie już pomysł na swoje tegoroczne przebranie? Dajcie znać w komentarzach!


peace&love,
Rebellious lady

niedziela, 4 października 2015

Trzecie oko | Seria halloweenowa

Niedawno cały Internet obiegł filmik, na którym znana beauty guru robi makijaż, w którym dodaje sobie kolejną twarz, przez co całość wygląda na tyle kosmicznie, że można od tego dostać nawet bólu głowy. Sama byłam zachwycona tym pomysłem, ale przez samo patrzenie na to przez kilka minut trochę kręciło mi się w głowie, postanowiłam stworzyć coś podobnego, ale mniej ogłupiającego. Jest to dość prosty makijaż, ale im więcej wagi przywiążecie do szczegółów, tym realistycznej będzie wyglądać.




Zanim zaczniecie, musicie zastanowić się, jaki efekt chcielibyście osiągnąć tym makijażem. Opcji jest kilka: zwykłej wielkości, realistyczne oko; duże, w komiksowym stylu; dobrym pomysłem może być też zrobienie kilku na różnych miejscach na twarzy. Kiedy już ustalicie wielkość i położenie oka/oczu, czas zabrać się za malowanie!





Jako że postanowiłam umieścić moje oko na środku czoła, staram się wymierzyć środek, następnie zaznaczam kropkami mniej więcej początek i koniec oka, a także jego szerokość. Do namalowania białka sprawdzi się biała kredka do oczu.




Po narysowaniu białka, obrysowuję oko czarnym eyelinerem, dodaję na środku tęczówkę, źrenicę, a także białą plamkę, która będzie imitować odbicie światła. Jeśli dobrze przyjrzycie się swoim oczom, zauważycie, że mają ciemniejsze plamki na tęczówkach, więc narysowanie ich doda realizmu całości. Obrysowałam również samą tęczówkę, bo naturalnie mam czarną obwódkę w tym miejscu.




Kiedy już całość była w miarę gotowa, przyciemniłam trochę odcień tęczówki, żeby pasował do mojego koloru. Teraz zaczyna się zabawa, czyli malowanie naszego nowego oka. Brązowy cień nałożyłam pod okiem i na namalowaną przeze mnie powiekę - nowe załamanie możecie narysować dość mocno i ciemno, bo z daleka będzie to wyglądać bardziej trójwymiarowo. Dobrze, żeby makijaż trzeciego oka był identyczny z makijażem oczu, a jako że miałam tego dnia kreski eyelinerem, musiałam zmyć je i również pomalować na brązowo (nie wiem, w którą stronę miałabym namalować jaskółkę na trzecim oku :D).




W tym momencie nie pozostało nic innego niż przyklejenie do czoła sztucznych rzęs - żeby całość zyskała na realizmie, dobrze byłoby przykleić takie same rzęsy na normalnych oczach, jakie mamy na trzecim oku, ale z braku czasu darowałam sobie ten szczegół.  Całość z bliska może wyglądać trochę zabawnie, ale z daleka daje efekt, obiecuję.




Jeśli chcecie, żeby wasz look był bardziej przerażający, polecam założyć białe soczewki, wtedy otrzymacie efekt ślepca patrzącego trzecim okiem (próbowałam uzyskać podobny efekt zamazując moje tęczówki z programie do obróbki zdjęć). Żeby całość była jeszcze bardziej illuminati, możecie dodać kilka białych i czarnych linii na twarzy według uznania. Całość zajęła mi jakieś pół godziny, więc zdecydowanie można nazwać to szybkim sposobem na Halloween w przypadku braku pomysłu i czasu.

Mam nadzieję, że ten pomysł przypadnie Wam do gustu! Jeśli postanowicie zrobić swoją wersję tego makijażu, koniecznie dodajcie zdjęcie na Instagrama i otagujcie #RLhalloween, a także oznaczcie mnie @rebelliouslady, żebym mogła zobaczyć Wasze prace! 


peace&love,
Rebellious lady


Przez cały ten miesiąc...

Zaczął się październik, a zatem zaczął się ten wspaniały czas, w którym każdy może puścić wodze swojej fantazji i pochwalić się swoją kreatywnością. Nie, nie mam na myśli roku akademickiego. Już wiecie, o czym mówię, prawda? Co prawda Halloween to teoretycznie jeden dzień, ale jak dla mnie to cały miesiąc przygotowań, wymyślania charakteryzacji i strojów. Postanowiłam, że przez ten miesiąc na blogu będą pojawiać się posty związane z tematyką halloweenową, ale myślę, że nawet ci, którzy w żaden sposób nie uznają tego święta, znają tu coś dla siebie. Osobiście Halloween traktuję trochę jak karnawał, tyle że przebrania są straszniejsze. W planach mam posty dotyczące makijażu, paznokci, DIY, a nawet przebrań na ostatnią chwilę. Liczę, że wśród moich czytelniczek są fanki takich klimatów, bo tworzenie takich postów to dla mnie czysta rozrywka.




Pierwszy post już jutro - liczę na Waszą obecność!


peace&love,
Rebellious lady