czwartek, 30 sierpnia 2012

(Nie)niezbędna

Pamiętam, jak rozpoczynałam swoją przygodę z blogowaniem / oglądaniem filmików na youtubie - panował wtedy szał na Tangle Teezer, osławioną już "magiczną" szczotkę, która wyczesuje, nie szarpie, zamyka łuski włosów, nie powoduje wypadania, a poza tym sprząta, gotuje i odkurza ;)
Od tego czasu marzyłam o szczotce parę dobrych miesięcy, aż moja kochana siostra podarowała mi ją przy jakiejś okazji. Wybrałam sobie model pomarańczowy, gdyż jest to jeden z moich ulubionych kolorów jeśli chodzi o dodatki / ozdoby. Mimo że nie kolor jest najważniejszy, ale ładnie wygląda na półce.




Jak widać na załączonym obrazku "włoski" szczotki są ułożone w różnych kierunkach (nie licząc tych powyginanych), dzięki czemu czesanie ma być skuteczniejsze. Kształt też jest dość nietypowy, dobrze leży w dłoni. Poza tym szczotka jest z plastiku, co też jest raczej nietypowe (przynajmniej dla mnie), dzięki czemu spokojnie możemy nałożyć nią odżywkę lub maskę na włosy. 
Ale co z wyczesywaniem i nie szarpaniem? Zgadzam się, że szczotka nie szarpie i nie wyrywa kolejnych włosów, ale bez przesady! Szczotka co prawda mniej ciągnie od standardowych i czesanie zwłaszcza takich długich włosów jak moje jest znacznie przyjemniejsze. Jednak z drugiej strony nie jest to jakiś cud świata i naprawdę można się bez niej obyć! Tangle Teezer to świetny gażdet, ale nie jest niezbędny, co oczywiście nie ujmuje owej szczotce.


Jestem bardzo ciekawa, co właścicielki TT o nim sądzą - warto wydać to 55zł czy nie? Ja oczywiście z mojej szczotki jestem bardzo zadowolona i nie zamieniłabym ją na zwykłą, ale zdaję sobie sprawę, że taka kwota to dla wielu dziewczyn mnóstwo pieniędzy.

PS Jestem teraz w trakcie przeprowadzki, więc mogę mieć problemy z dodawaniem notek na bieżąco. Poza tym wrzesień zapowiada mi się bardzo pracowicie, ale postaram się pisać jak najwięcej, nawet na zapas :)


peace&love,
Rebellious lady

środa, 22 sierpnia 2012

Zakupy pielęgnacyjne

Dziś post z gatunku szybkich, ponieważ pakuję się na weekendowy wyjazd do Poznania (wspominałam już, że kocham to miasto?). Pomyślałam więc, że pokażę Wam moje nowości w pielęgnacji.



Na początek maseczka z Alterry - wiele blogerek ją polecało (w tym Brunetka, która ma mniej więcej włosy mojej długości). Jako, że zmęczyłam moje włosy słońcem, słoną wodą i związywaniem w koki, potrzebują mocnego odżywienia. Mam nadzieję, że maseczka mi w tym pomoże.



Kolejny w pielęgnacji włosów jest szampon z drożdżami piwnymi od Garnier - słyszałam o nim dużo dobrego, moja przyjaciółka używa go od bardzo dawna i nadal jest zadowolona. Zobaczymy, co z tego będzie.



Brakowało mi czegoś do pielęgnacji ciała, ponieważ skończyłam już wszystkie masła i balsamy. Miałam kiedyś balsam z Garnier z ekstraktem z wodorostów i byłam zadowolona, więc kupiłam podobny, tylko że z aloesem.



Ostatni jest żel micelarny- nie będę go używać do zmywania makijażu, tylko do mycia twarzy. Był niedrogi, więc mam nadzieję, że znalazłam tanią perełkę.



Koniecznie dajcie znać, czy miałyście te kosmetyki i co o nich sądzicie! 


peace&love,
Rebellious lady


niedziela, 19 sierpnia 2012

Bliski ideału

Każda kobieta szuka swojego podkładu idealnego. Ja jeszcze takowego nie znalazłam, ale myślę, że jestem na tropie. Jednym z bliskich ideału jest Healthy Mix od Bourjois. Wiem, że w swoim czasie mówiło o nim wiele blogerek, ale chciałabym dodać swoje trzy grosze.



Na początek trochę spraw technicznych. Podkład zamknięty jest w plastikowym, lekkim opakowaniu z pompką, która ułatwia używanie produktu. Do tego pojemnik jest skonstruowany tak, aby zbierać cały produkt (denko się podnosi), dzięki temu możemy być pewne, że zużyjemy go do ostatniej kropelki. Za ok. 55-60 zł dostajemy 30 ml produktu. Dużo? Mało? Jak dla mnie nie jest to najniższa kwota, jednak udało mi się go upolować w promocji jakieś 2 miesiące temu - zaoszczędziłam 25 zł.

A teraz najważniejsze, czyli moja opinia. Uważam, że jest to naprawdę dobry produkt. Pierwsze, co pozytywnie mnie zaskoczyło, to piękny, owocowy zapach. Jak na podkład jest bardzo rzadki, ale przez to lekki i szybko się wchłania. Dobrze dopasowuje się do kolorytu cery, jednak dobrze jest sprawdzić najpierw tester, aby dobrać najodpowiedniejszy odcień z 8 dostępnych. Mój to 52 Vanilla, czyli drugi najjaśniejszy. Pasuje mi teraz, gdy jestem opalona i myślę, że będę go używać do jesieni, a podczas zimy wrócę do równie dobrego podkładu Pharmaceris F. 



Jednak zanim pobiegniecie do drogerii, chciałabym dodać, że nie przypadnie on wszystkim do gustu. Dlaczego? Po pierwsze, jego krycie określiłabym jako słabe do średniego. Tak więc fanki mocno kryjących podkładów mogłyby się zawieść. Po drugie daje efekt rozświetlenia, zdrowej skóry, który na pewno nie spodobałby się posiadaczkom cery tłustej. Poza tym przypudrowany na twarzy trzyma się ok. 6-8 h, co dla niektórych może być za krótko. Mimo wszystko nie przeszkadza mi to za bardzo i lubię go używać. Daję mu mocną czwórkę z plusem :)

Na pewno wiele z Was jest ciekawe, czy kupię go ponownie. Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Jest to dobry produkt, wart polecenia, ale jego cena jest dość wysoka jak na moją kieszeń. Myślę, że jeśli uda mi się go upolować w promocji jeszcze raz, to na pewno się skuszę.


A jaki jest Wasz ulubiony podkład? Jestem bardzo ciekawa Waszych typów, ponieważ nadal nie mam swojego ideału.


peace&love,
Rebellious lady

sobota, 18 sierpnia 2012

Jak wata cukrowa

Dziś kolejny z lakierów Color Club. Jest to piękny odcień różu, delikatny i kobiecy. Szczerze mówiąc, to nie przepadam za różem i lakierami w tym odcieniu, ale ten podbił moje serce.



1. Dostępność - 0 (niestety, dostępny tylko w TK Maxx lub na stronach internetowych)
2. Cena - 1 (29,99 zł za 4 lakiery to ok. 7,50 zł za sztukę)
3. Kolor - 1 (przypomina watę cukrową, jest trochę bardziej intensywny niż na zdjęciu)
4. Aplikacja - 1 (jak na pastele jest ok, bardzo mało smuży)
5. Pędzelek - 1 (wąski, ale daje radę)
6. Krycie - 1 (w normie, 2 lub 3 warstwy w zależności od grubości)
7. Wysychanie - 1 (bardzo szybkie)
8. Współpraca z innymi preparatami - 1 (bez zarzutów)
9. Trwałość - 1 (aż cztery dni, dla mnie to bardzo długo)
10. Zmywanie - 1 (w normie)

Moja ocena: 9/10


Jak widzicie, moja ocena jest identyczna jak w przypadku mięty, są równie dobre. Mimo że wszystkie lakiery z tego zestawu są udane, to ta dwójka to moi nowi ulubieńcy. Jeśli nie przepadacie za różem, to i tak warto się mu przyjrzeć - ja również nie przepadam za tym kolorem, a jednak ten odcień szalenie mi się podoba. 

A Wy - lubicie róż? Czy może nie możecie go znieść? Jakie różowe lakiery polecacie? Piszcie! :)


EDIT: Po przekopaniu całego internetu odnalazłam jego piękną nazwę - Pardon my french :)

peace&love,
Rebellious lady


piątek, 17 sierpnia 2012

Miętowe love

Zgodnie z Waszymi prośbami, na pierwszy ognień idzie mięta. Dla przypomnienia, lakier ten częścią zestawu Color Club, który zakupiłam w TK Maxx. Muszę przyznać, że kolor mnie zauroczył - jak dla mnie, jest to mięta idealna. Pastelowa, bezdrobinkowa. Zobaczcie sami!



1. Dostępność - 0 (niestety, dostępny tylko w TK Maxx lub na stronach internetowych)
2. Cena - 1 (29,99 zł za 4 lakiery to ok. 7,50 zł za sztukę)
3. Kolor - 1 (moim zdaniem mięta idealna)
4. Aplikacja - 1 (jak na pastele jest ok, bardzo mało smuży)
5. Pędzelek - 1 (wąski, ale daje radę)
6. Krycie - 1 (w normie, 2 lub 3 warstwy w zależności od grubości)
7. Wysychanie - 1 (bardzo szybkie)
8. Współpraca z innymi preparatami - 1 (bez zarzutów)
9. Trwałość - 1 (aż cztery dni, dla mnie to bardzo długo)
10. Zmywanie - 1 (w normie)

Moja ocena: 9/10


Nie ma co ukrywać, mięta ląduje na liście moich ulubieńców nie tylko za kolor, ale także błyskawiczne wysychanie bez wspomagaczy i dobrą trwałość. Więc jeśli wahacie się przed kupnem tego zestawu, to zdecydowanie warto, bo zdradzę Wam, że róż i fiolet sprawują się równie dobrze - ale o tym innym razem.


Macie w swoich lakierowych zbiorach miętę idealną? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać! :)

EDIT: Po przekopaniu całego internetu znalazłam jego piękną nazwę: Blue-Ming z kolekcji Blossoming :)


peace&love,
Rebellious lady


wtorek, 14 sierpnia 2012

Color club

Ostatnio spędziłam tydzień w Poznaniu - kocham to miasto! Niesamowita atmosfera, piękna architektura... Zawsze chętnie tam przyjeżdżam. Poza walorami wizualnymi Poznań jest bogaty w różnego rodzaju sklepy i centra handlowe, których nie da rady ominąć taka zakupoholiczka jak ja.

Gdy tylko nadarzyła się okazja, wyruszyłam do TK Maxxa, gdzie byłam przygotowana na kupno lakierów O.P.I. Jednak nie zdecydowałam się na żaden zestaw, ponieważ w każdym 2 z 4 lakierów były takie same... W ogóle nie przemyślane. Na szczęście w oko wpadł mi ten zestaw Color Club - zawsze ciekawiła mnie ta firma, a nigdy nie miałam okazji kupić ich lakierów. Zapłaciłam za niego 29,99 zł.Teraz już wiem, że na tym zestawie się nie skończy :)



Niedługo na blogu ukażą się pełne recenzje każdego z lakierów. Który jest Waszym faworytem? Piszcie w komentarzach :)


peace&love,
Rebellious lady

piątek, 3 sierpnia 2012

Jaśminowa nowość

Stałe czytelniczki mojego bloga wiedzą już, że jestem wielką fanką Carmexu. Więc gdy zobaczyłam, że wyszła nowa edycja zapachowa - jaśmin i zielona herbata - wiedziałam, że prędzej czy później wyląduje u mnie. A że ostatnio zużyłam 2 Carmexy (standardowy i wiśniowy), miałam powód żeby go kupić. Co o nim sądzę?




Carmex przychodzi do nas w standardowym, kartonowym opakowaniu. Można na nim wyczytać, że tubka zawiera 10 g produktu i jest on ważny 24 miesiące. Ma SPF 15, więc świetnie nada się na lato (i nie tylko). 




Jednak chyba najważniejszy jest zapach. Moim zdaniem jest on jak sam produkt - ma swoich zwolenników i przeciwników. Niestety, muszę zasmucić te z Was, które nie lubią nuty mentolu, ponieważ mimo towarzystwa zielonej herbaty i jaśminu nadal jest wyczuwalny. Całość jest dość... ziołowa? Trochę nie tego się spodziewałam, ale też nie jestem zawiedziona. Na pewno go zużyję, bo działa jak każdy inny Carmex, ale chyba już do niego nie wrócę. Zdecydowanie bardziej odpowiadał mi zapach wersji wiśniowej.  

A tymczasem wolę zostać przy mojej zielonej herbacie z dodatkiem jaśminu, pachnie o niebo lepiej! :)


peace&love,
Rebellious lady

środa, 1 sierpnia 2012

Step by step: Pink & Orange

Przygotowałam dla Was step by step z makijażem w ciepłych odcieniach, aby podkręcić trochę temperaturę, bo mimo tego, że mamy lato, za oknem (przynajmniej moim) wysokich temperatur nie widziałam od tygodnia. Tak więc wymalowałam coś w letnich kolorach, które mam nadzieję przyniosą mi trochę więcej słońca :)




1. Jak zawsze przygotowuję oko do makijażu: przyciemniam brwi ciemnym brązem, nakładam bazę pod cienie. Następnie używam białego cienia w kremie, który podbije kolor cieni.





2. W wewnętrznym kąciku oka do połowy powieki nakładam soczysty, perłowy odcień pomarańczy.




3. Na resztę ruchomej powieki nakładam kolejny cień, tym razem różowy (również perłowy z drobinkami). Cienie łączę ze sobą, rozcierając.




4. Zewnętrzny kącik i dolną powiekę podkreślam matowym fioletem, dla wyrównania błysku na oku. Staram się, żeby makijaż miał kształt odwróconego V. Fiolet mocno rozcieram.




5. Czarnym eyelinerem maluję kreskę zakończoną jaskółką. Biały cień w kremie, który używałam na początku, nakładam za pomocą pędzelka na linię wodną, optycznie otwierając oko.




6.Tuszuję rzęsy i gotowe!




Jestem bardzo ciekawa, czy lubicie takie połączenie kolorów i czy moja propozycja przypadła Wam do gustu!
Tradycyjnie już nie wypisuję kosmetyków, których używałam, więc jeśli jesteście ciekawe - pytajcie w komentarzach.


peace&love,
Rebellious lady