sobota, 30 kwietnia 2011

Akcja - Muzyka Miesiąca

Obserwując różne blogi szybko zauważyłam, że mimo wielu ciekawych postów o kosmetykach, pielęgnacji itp. najbardziej lubię czytać te, które pozwalają mi poznać blogerkę - tagi czy też notki o prywatnych sprawach. Ja też chciałabym dać się Wam poznać, chociażby od strony muzycznej. 

Wymyśliłam więc akcję o nazwie Muzyka Miesiąca (w skrócie MM). Dlaczego muzyka? Otacza mnie właściwie cały czas, jestem bardzo muzykalną osobą,. Zawsze w torbie noszę komórkę ze słuchawkami (takimi dużymi :P)  i słucham kiedy popadnie. Gram też na fortepianie, skończyłam nawet szkołę muzyczną I stopnia. Tańczyłam też przez 10 lat, jednak teraz zrobiłam sobie przerwę ze względu na naukę i bardzo mi tego brakuje. Lubię też śpiewać, choć głównie sama dla siebie. Od razu zaznaczam, że to nie jest przechwalanie się, po prosu chcę pokazać Wam jak ważną rolę odgrywa w moim życiu muzyka. 

Akcja polega na wypisaniu pięciu ulubionych piosenek pod koniec miesiąca (czy też początku następnego). Można również dodać krótki komentarz od siebie, dlaczego akurat ta, co w niej najbardziej lubicie. 

Oczywiście jeśli spodobała się Wam ta akcja, możecie wprowadzić ją na swojego bloga - byłoby mi bardzo miło. Mogłybyśmy się wtedy poznać os zupełnie innej strony. Proszę tylko o zamieszczenie linku do mojego bloga jako promotora akcji :)

Mam nadzieję, że mój pomysł przypadnie Wam do gustu. A oto moja Muzyka Miesiąca na kwiecień:



    Pełna energii. A teledysk powala na łopatki :)
    Melodyjna, bardzo ją lubię.
    Bardzo pozytywna. Szkoda tylko, że nie umiem gwizdać :)
    Po prostu klasyka.
    Świetny tekst, piosenka niekonwencjonalna. 


Co o tym sądzicie? Proszę o komentarze :)

piątek, 29 kwietnia 2011

Zdjęcia zdobyczy :)

Nareszcie mam dostęp do aparatu. Choć niezbyt dobrze mi się z nim pracuje, to lepszy rydz niż nic :) Troszkę gubi ostrość, ale przeboleję. Już nie mogę się doczekać mojej lustrzanki... 
Nie wiem, na jak długo będę miała aparat (dzielę go z siostrą, która studiuje w innym mieście), więc narobiłam trochę fotek na zapas. W nadchodzącym tygodniu pojawi się kolekcja szminek i błyszczyków (która ogromna nie jest :P) oraz recenzja porównawcza tuszy. 
A oto i moje zdobycze:


Lakier do paznokci H&M Sunset Dreams - 4,90 zł








Essence Multi Color Powder - 12,99 zł




Catrice Gel Eyeliner 010 Black Jack with Jack Black - 15,99 zł





Nivea Dwufazowy płyn do demakijażu oczu - 11,99 zł


Essence Nail Art Stampy Set - 13,99 zł



Dosłownie w ostatniej chwili przypomniało mi się, że kupiłam jeszcze peeling truskawkowy. Położyłam go w łazience i zapomniałam o nim napisać :P


Peeling myjący Joanna - 4,59 zł



Po prostu kocham ten zapach! Truskawki, lody truskawkowe, galaretka truskawkowa. Mniam! Są takie perfumy? :D Jeśli znacie, piszcie!
A tak przy okazji - podobała Wam się suknia Kate Middleton? Uważam, że jest śliczna i skromna (zarówno suknia jak i właścicielka). 


peace&love,
Rebellious lady

czwartek, 28 kwietnia 2011

Urban rozdaje :)

Pod wpływem miłości do lakierów Essie Urban Warrior z bloga The Urban State of Mind rozdaje podwójnie. Do zgarnięcia Too Too Hot oraz Smooth Sailing z kolekcji Braziliant.
Aby wygrać wystarczy kliknąć TU i spełnić warunki rozdania :)




Powodzenia! :)

peace&love,
Rebellious lady

środa, 27 kwietnia 2011

Miszmasz + zapowiedzi.

Jak Wam minęły święta? Bo mi wspaniale - spotkałam się z całą rodziną i spędziłam niezwykłe chwile wśród najbliższych. Drugiego dnia świąt odwiedziłam przyjaciółkę, wróciłam cała mokra - niestety teraz jestem przez to chora. 
Na poprawę humoru siostra zabrała mnie na zakupy. Oczywiście jako pierwszą odwiedziłyśmy Naturę. Z dzikim błyskiem w oczach pobiegłam do szafy Essence i moim oczom ukazał się On, czyli Multi Color Powder z limitowanki Essence Blossoms etc. Leżał jeden, jedyny. Ostatni. Chwyciłam go w swoje łapki w obawie, że ktoś mógłby mnie wyprzedzić. I tak oto jest mój :) 
Zakupiłam również eyeliner w żelu Catrice w odcieniu 010 Black Jack with Jack Black. Swoją drogą to ciekawa nazwa. Polowałam na te od Essence, ale ich nie było, a wiele dziewczyn go zachwala, więc zdecydowałam się na ten.
Z czystej ciekawości do koszyka powędrował zestaw do robienia stempelków Essence Nail Art Stampy Set. Gdy oglądałam manicure wykonany właśnie tą metodą myślałam "Pewnie to skomplikowane i mi nie wyjdzie". Jednak kusiła mnie myśl o ślicznych gwiazdkach i kwiatuszkach na paznokciach. Już próbowałam i z pewnością pojawi się osobny post.
Musiałam również kupić produkt do demakijażu, gdyż skończyła mi się miniaturka Biodermy. Skusiłam się na dwufazowy płyn z Nivei, który zachwalała Viollet (KLIK!). Jak ją dobrze wypróbuję, to dam Wam znać.
Stojąc w kolejce do kasy w H&M wpadł mi w oko malutki, pomarańczowy lakier o pięknej nazwie Sunset Dreams. Do tego kosztował tylko 4,50 zł, więc jak miałam go nie wziąć? :D
Co do ubrań, to z myślą o nadchodzącym lecie zakupiłam spodenko-spódnicę (H&M) oraz czarny top na ramiączkach (Stradivarius). Dokupiłam do tego komplet pierścionków: fioletowy i pomarańczowy. Takim oto sposobem wydałam wszystkie oszczędności :P




W piątek lub sobotę będę miała dostęp do aparatu, więc wrzucę zdjęcia moich zdobyczy. 
Jeśli używałyście/używacie kosmetyków o których pisałam, napiszcie, co o nich myślicie. Będę bardzo wdzięczna.


peace&love,
Rebellious lady



sobota, 23 kwietnia 2011

Wesołych świąt!

Życzę Wam wspaniałych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie. Spełnienia marzeń i postanowień, wielkiego kufra z kosmetykami :)




peace&love,
Rebelious lady



wtorek, 19 kwietnia 2011

"Nudny" błyszczyk :)

Długo szukałam "nudnego" błyszczyka, który by lekko rozjaśniał kolor ust, tworzył efekt tafli, nie ważył się i przy tym nie wysuszał ust. Gdy na blogu Pauliny - Waty (klik!) przeczytałam o Essence XXXL nudes, wiedziałam, że będzie mój :)




                                                        Essence XXXL nudes lipgloss, 01 pure beauty






Pojemność - 5 ml, ważny 24 miesiące od otwarcia. Ma bardzo ładne, ozdobne i estetyczne opakowanie. Napisy zaczęły lekko się ścierać, ale to normalne, gdyż noszę go w torebce. Posiada wygodny aplikator, trochę inny niż standardowe: dłuższy i spłaszczony po bokach. Osobiście przypadł mi do gustu.
Produkt jest w odcieniu 01 pure beauty, czyli mleczny beż ze srebrnymi drobinkami. Na zdjęciu wygląda troszkę ciemniej niż w rzeczywistości. Nadaje ustom połysk, mieni się w zależności od światła. Bałam się drobinek, lecz są malutkie i ledwo widoczne. Ze względu na kolor, można go użyć do większości makijaży: od "smokey eye" do typowego "nude". 
Błyszczyk nie klei się i nie ciągnie, choć jego konsystencja jest daleka od ciekłej. Ma jednak jedną wadę - jeśli nałożymy dwie warstwy, wchodzi w zagłębienia na ustach i wygląda, jakby się ważył. Chyba, że mamy idealnie gładkie usta. Moje są w bardzo dobrej kondycji, jednak jedna warstwa daje efekt, którego oczekuję. Nie radzę również nakładać go bez lusterka, bo możemy wyglądać, jakbyśmy dopiero co skończyły jeść budyń waniliowy :)
Utrzymuje się przyzwoicie jak na błyszczyk, czyli w moim wypadku jakieś 2 godziny maximum. Nie spodziewałam się więcej, nie jestem zawiedziona.
Unikalną cechą tego produktu to nawilżenie jakie daje. Oczywiście, nie jest to Carmex, ale czuć, że usta nie są wysuszone. Jak dla mnie wielki plus.


W skrócie:
+ cena (11,90 zł)
+ nawilża
+ ładny kolor
+ efekt tafli
+ ładne opakowanie
- nie można go nakładać bez lusterka
- jeśli damy go dużo, wygląda źle

Zawsze mam problem z wykorzystaniem błyszczyków przed upływem terminu ważności, jednak wiem, że ten skończę na pewno. Używam go najczęściej z całej mojej kolekcji.

_______________________________________________________________________


Chciałabym również poinformować Was, że Cammie z bloga No to pięknie! organizuje rozdanie. Do wygrania Masło do ciała Jagody Acai oraz Żel pod prysznic Figa&Rozmaryn z The Body Shop. 




Życzę powodzenia! 



peace&love,
Rebellious lady

piątek, 15 kwietnia 2011

Ogłoszenia parafialne + mały haul.

Dziś troszkę ogłoszeń parafialnych :)
Po pierwsze, ostatnio byłam na zakupach i z chęcią opisałabym Wam moje zdobycze, gdyby nie fakt, że nie mam aparatu... :( Pozostaje jeszcze ten w komórce, ale on nie łapie ostrości i przekłamuje kolory, więc nie widzę sensu dodawania takich zdjęć. Tak więc opiszę Wam tylko pokrótce co nowego w mojej kosmetyczce.
Po drugie, na szczęście sytuacja wkrótce ma się zmienić - prawdopodobnie w przeciągu dwóch miesięcy stanę się szczęśliwą  posiadaczką lustrzanki cyfrowej. Zdjęcia więc będą o wiele lepszej jakości i obiecuję, że będzie ich znacznie więcej. Poza tym będę mogła rozwijać swoje zainteresowania związane z fotografią. I tu pytanie do Was - jaką lustrzankę polecacie? Ważne, alby nie kosztowała fortunę, nie mam zamiaru głodować :D 
Po trzecie, dostałam paczuszkę od April (dziękuję jeszcze raz :*) w której były wygrane kolczyki - rowerki. Jednak to nie wszystko! Jakie było moje zaskoczenie, gdy wygrzebałam jeszcze granatowy lakier Butterfly z serii Single oraz próbkę podkładu Yves Rocher - Matte Fluid Foundation w odcieniu Beige 200 :)
Po czwarte, mam problem ze wstawianiem na bloga obrazów przerobionych wcześniej w Photoshopie. Jakieś pomysły, co to może oznaczać / jak temu zaradzić?
Po piąte (nie martwcie się, już kończę to wyliczanie :P) dziś w moim domu były wielkie wiosenne porządki. Czuję się, jakbym przeorała pole - przynajmniej troszkę kalorii spaliłam. Lecz efekt był warty wysiłku :) Jedynie została nietknięta jedna szuflada, ale tłumaczę sobie, że to taka metafora chaosu panującego w moim życiu. Każda wymówka jest dobra ;)



A oto w skrócie moje zakupy:


Tusz Essence Maximum Definition (ok. 12zł)






Zalotka z Natury (na zdjęciu inna - ok. 10 zł)







Kropelki wysuszające lakier z Essence (ok. 8zł)








Cień 353 Matte z Inglota (10zł)







Krem do stóp Avon z serii Foot Works "Morska Bryza" (ok. 9zł)






Oprócz tego kupiłam również czerwony top typu "basic" ze Stradivariusa. 
Pozdrawiam Was gorąco, mam nadzieję, że też macie tak piękną pogodę w swoim mieście :)

wtorek, 12 kwietnia 2011

Urodzinowe rozdanie u Polish makeup bag :)

Z okazji pierwszych urodzin swojego bloga Polish makeup bag organizuje rozdanie z aż 5 nagrodami! Ja osobiście mam chrapkę zestaw Essence, a wy?




A właścicielce bloga życzę wszystkiego najlepszego! :)


EDIT: Ale się rozdań posypało ! Kamilanna rozdaje cienie MAC - chętnie spróbuję swoich sił. Jeśli chcecie wziąć udział w rozdaniu,  wystarczy kliknąć TU.

Mam prośbę: czy mogłybyście powiedzieć, które cienie MAC są warte uwagi? Z góry dziękuję za odpowiedzi :)

niedziela, 10 kwietnia 2011

Dla mnie bomba :)

Dziś chciałabym napisać co nieco o dość znanym już Blokerze z Ziai. Mam go jakieś 5 miesięcy i jeszcze nie zużyłam jednego opakowania (!). 





Oto jak produkt opisuje producent:

Skutecznie redukuje nadmierne pocenie. Ogranicza wydzielanie potu i przykrego zapachu. Zapewnia długotrwałe uczucie świeżości. Nie zawiera parabenów, alkoholu i barwników. Bez zapachu. Nie pozostawia śladów na ubraniu.
Sposób użycia: Używać przez 2-3 dni na noc, na czystą i suchą skórę pod pachami. Następnie stosować 1-2 razy w tygodniu. Nie należy aplikować preparatu powtórnie rano. Nie stosować na skórę podrażnioną i po depilacji.


Produkt ma 60 ml i jest bardzo wydajny ze względu na dość rzadkie stosowanie. Zdecydowanie ogranicza pocenie i zapach, jednak to nie jest taki "całkowicie suchy" efekt. Nie przetrwał też imprezy, ale to jestem w stanie mu wybaczyć. Mimo tego i tak działa lepiej niż jakikolwiek antyperspirant.
Przyznam się Wam jednak, że mam wrażenie (ale to pewnie tylko moje urojenia) iż produkt używany dwa razy w tygodniu nie będzie działał, więc używam go... co dwa dni. Możecie mnie za to skarcić, bo zdaję sobie sprawę, że to może wywrzeć zły wpływ na skórę pod pachami, ale nic takiego nie zaobserwowałam. 
Zdecydowanie nie zgodzę się z tym, że produkt jest bezzapachowy - ja już z niewielkiej odległości wyczuwam apteczny, nieprzyjemny zapach. Ale jestem w stanie go przeboleć, bo po zaaplikowaniu znika. Troszkę wolno wysycha, ale nie pozostawia śladów.
Kiedyś się zapomniałam i zastosowałam go po depilacji. Ku mojemu zaskoczeniu nic się nie stało. Żadnego pieczenia, swędzenia, wysypki. Kompletne nic.

W skrócie:
+ wydajny
+ niska cena (ja zapłaciłam 6,80 zł)
+ działa (!)
+ nie pozostawia śladów
+ nie podrażnia

- wolno się wchłania
- ma nieprzyjemny, apteczny zapach
- nie przetrwał imprezy

Na pewno kupię go ponownie. Super działanie za niską cenę? Jak dla mnie bomba :)

Dla zainteresowanych skład:
Aqua, Aluminium Choride, Glycerin, Hydroxyethylcellulose, Potassium Sorbate.

piątek, 8 kwietnia 2011

Wygrałam!

Przed chwilą dowiedziałam się, że wygrałam śliczne kolczyki-rowerki w małym rozdaniu u April ! Pierwszy raz w życiu - ale jestem szczęśliwa! :D

         

Dodaję jeszcze piosenkę, która awansowała na miano jednej z ulubionych. Uwaga, tylko dla fanów mocnych brzmień :)



wtorek, 5 kwietnia 2011

Bronzer idealny?

Jak już wspominałam, jestem miłośniczką firmy Essence. Jednym z pierwszych kosmetyków, który zagościł w mojej kosmetyczce jest matowy bronzer Bronzing Compact Powder w odcieniu 02 love to be matt.











Skusiłam się na niego przez niską cenę, piękne wytłoczone słoneczko i matowe wykończenie. I się nie zawiodłam :)
Opakowanie plastikowe, czyli tradycyjne dla kosmetyków tej firmy. Produkt ma 10g, co dla mnie jest "akurat". Pudełko otwiera się dość dobrze, nie mam co do tego zastrzeżeń. Bronzer nie kruszy się sam z siebie, chyba że bardzo się postaramy ;)
Wybrałam odcień 02, ponieważ 01 wydawał mi się zbyt pomarańczowy. Oczywiście ten też ma w sobie pomarańczowe tony, ale to zupełnie coś innego. Tak naprawdę nie spotkałam się jeszcze z "brązowym bronzerem" :)

Tu dla porównania z Ziemią Egipską Bi-Kor:


                                                  od lewej: Ziemia Egipska Bi-Kor, Essence 02 love to be matt



Moim zdaniem Essence jest mniej ceglasty, bardziej idzie w jasny brąz. Produkt jest matowy, za to wielki plus, ponieważ nie toleruję w bronzerze drobinek, jeśli chodzi o makijaż dzienny. Łatwo się rozprowadza i nie tworzy plam. Kolor można budować nakładając kolejne warstwy, ale nie radzę przesadzać - będzie wyglądał po prostu źle. Ma delikatny, neutralny zapach, który czuć dopiero gdy powąchamy go z bliska. Zdecydowanie nie czuć go podczas aplikacji.
Mimo że nie jestem znawczynią składów kosmetyków, podczas czytania składu  uchwyciłam "nieprzyjaciół": METHYLPARABEN, ETHYLPARBEN, PROPYLPARABEN, BUTYLPARABEN, ISOBUTYLPARABEN. Zdaję sobie sprawę, że moja skóra nie jest zachwycona przy spotkaniu z takimi nicponiami, ale bronzer mnie nie zapchał ani nie spowodował reakcji alergicznej. Poza tym nakładam go tylko na część policzków.

Podsumowując - ten produkt wywołał u mnie tylko pozytywne emocje i uśmiech na twarzy. Wybaczam mu już nawet te parabeny (przecież nikt nie jest idealny, prawda?). Poza tym bajeczna cena to wisienka na torcie. Mówię zdecydowane tak :)


Cena: ok. 13 zł

sobota, 2 kwietnia 2011

Matuje czy nie matuje? Oto jest pytanie.

Długo szukałam jakiegoś dobrego kremu/emulsji pod makijaż, który jednocześnie nawilżał suche policzki, nie przetłuszczał skóry w strefie T oraz się nie wałkował. Próbowałam naprawdę wiele różnych marek i konsystencji, aż wreszcie trafiłam na coś, co w pewnym stopniu przypomina mój ideał :) Mowa o Clean&Clear Daily Facial Moisturiser.






Według producenta krem ten skutecznie nawilża oraz matuje cerę na cały dzień. Kosmetyk jest również oil-free, co dla mojej mieszanej cery jest niezbędne. 
Dla mnie to jest bardziej emulsja niż krem ze względu na swoją konsystencję. Dość wodnisty, lekki i szybko się wchłania. Wydajny, ponieważ mam go już jakiś miesiąc i nie jestem nawet w połowie opakowania przy codziennym użytku. Opakowanie ma pompkę, co jest ogromnym plusem - dozowanie odpowiedniej ilości jest jak bułka z masłem :) Nie posiada zakrętki, ale za to ma taki "klik", który po przez przekręcenie dozownika "zamyka się".

                                                                    przed rozsmarowaniem









                                                                                        po rozsmarowaniu



Co prawda nie zauważyłam ogromnego nawilżenia, ale skóra jest zdecydowanie w lepszym stanie. Nie poradził sobie z okiełznaniem suchych skórek, a skrycie na to liczyłam. Można go stosować pod makijaż (tak jak ja to robię), ponieważ się nie wałkuje. Co do matowienia - krem po wyschnięciu zdecydowanie mniej się "błyszczy" niż inne, ale na tym koniec. Może dla kogoś, kto nie używa podkładu będzie to dobre rozwiązanie. W moim przypadku nie spełnia on takiej funkcji, ponieważ nakładam na niego podkład i puder matujący. Z pod spodu też nie czyni cudów - po paru godzinach moja strefa T wydziela sebum i matowienie diabli wzięli. Jednak krem nie przyśpiesza tego procesu.


W skrócie:
+ nawilża (ale nie ma efektu "wow")
+ nie wałkuje się
+ dobry pod makijaż
+ wydajny
+ szybko się wchłania
+ niska cena (ok. 10-15 zł za 100ml)

- nie radzi sobie z suchymi skórkami
- nie do końca matuje


Moja ocena: dość dobry, ale nie must have. Zainteresowani powinni spróbować, cena jest dość niska. Jak na razie dla mnie to najlepszy krem pod makijaż, mimo swoich wad. Raczej kupię go ponownie.

A Wy jaki krem pod makijaż polecacie?


PS Wiem, że zdjęcia nie powalają jakością, ale w tej chwili mam tylko do dyspozycji aparat w komórce, mam nadzieję, że niedługo to się zmieni :)