wtorek, 18 czerwca 2013

Nogi jak u Wenus?

Właściwie mamy już lato, a wakacyjne wyjazdy zbliżają się wielkimi krokami. Nie wiem jak Wy, ale ja w tym okresie mam bzika na punkcie moich nóg - muszą być gładkie i bardzo nie lubię szybko odrastających włosków, zwłaszcza w okolicy kostek. Dlatego chciałam przetestować maszynki, które teoretycznie powinny być lepsze w działaniu niż te, które kupuję zazwyczaj (nota bene też Gillette). Venus ProSkin kosztowały mnie ok. 25 zł. Czy było warto?




W opakowaniu - bardzo twardym, powiedziałabym nawet, że prawie kuloodpornym (nie widzę powodu) - znajdują się 2 jednorazowe maszynki. Swoją drogą: czy ktokolwiek używa takich maszynek tylko jeden raz? Nawet jakbym była nie wiadomo jak bogata, uważałabym, że to marnotrawstwo ;)
Maszynki bardzo ładnie pachną, a właściwie jest to zapach pasków żelu, które mają ułatwiać depilację, nawilżając jednocześnie naszą skórę. Maszynki mają trzy ostrza, a główka jest ruchoma, dzięki temu golenie jest przyjemniejsze i trudniej o zacięcia.




Muszę przyznać, że żelowe paski naprawdę działają - świetny pomysł na wyjazd, nie trzeba brać ze sobą pianki do depilacji. Niestety, gdy paski trochę się zużyją, nie suną już po skórze razem z maszynką i ich działanie nie jest odczuwalne. Mimo wszystko maszynka jest bardzo dobra - mogę ją polecić z czystym sumieniem. Na razie jednak nie kupię ich ponownie, ponieważ chcę wypróbować depilator, który rzekomo ma depilować bezboleśnie. Jak będzie naprawdę - dam Wam znać :)


Jestem ciekawa, jakie jest Wasze podejście do maszynek jednorazowych i jakie sposoby depilacji uważacie za najlepsze :)


peace&love,
Rebellious lady

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Duet z Australii + moje włosy

O odżywce 3 Minutes Miracle usłyszałam na Youtubie chyba ze 2 lata temu. Dziewczyny z Ameryki wychwalały ją pod niebiosa, a ja mogłam jedynie popatrzeć na nią na filmiku. Gdy zrobiło się głośno o kosmetykach do włosów Aussie, można było kupić je w drogeriach internetowych, jednak cena nie była adekwatna. Od niedawna firma zagościła w Polsce i możemy kupić ich produkty w naszych Rossmanach.
Z chęcią sięgnęłam po serię do długich włosów, miałam nadzieję, że znajdę coś, co ich nie obciąży, ale jednocześnie trochę nad nimi zapanuje. 





Do wyboru mamy sporą ilość produktów - w ofercie znajduje się kilka serii, a każda składa się z szamponu, odżywki "normalnej" i odżywki trzyminutowej. Ja na spróbowanie kupiłam jedynie szampon i odżywkę "3 minutowy cud". Cena kosmetyków jest taka sama bez względu na serię, każda butelka kosztuje ok. 20 zł. Mogę jednak powiedzieć, że nie jest co cena wygórowana, ponieważ wydajność tych produktów bije na głowę wszelkie specyfiki, jakich wcześniej używałam.






Zacznę od szamponu - pierwsze, co rzuca się w oczy, to nietypowe zamknięcie. Korek otwiera się przez przyciśnięcie, wtedy z nakrętki wystaje "dzióbek". Właściwie nie jest to ani lepsze, ani gorsze rozwiązanie, nie widzę żadnej różnicy w użytkowaniu. 
Zapach jest bardzo przyjemny, trochę budyniowy. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że szampon jest niebieski - spodziewałam się, że będzie biały (chyba przez ten zapach). Bardzo dobrze się pieni, nawet mała ilość jest w stanie umyć całe moje włosy, a mam ich naprawdę sporo :)
Najbardziej jednak zaskakujące było dla mnie działanie - po umyciu włosów ma się wrażenie tak czystych włosów, że aż piszczą (tzw. squeaky clean)! Nigdy wcześniej nie miałam takiego uczucia po żadnym szamponie. Poniżej skład dla zainteresowanych.





Odżywka również ma nietypowe zamknięcie - gumową membranę z dziurką, która otwiera się przy mocniejszym przyciśnięciu. O dziwo, ani razu mi się nie wylała, mimo że kilka razy miałam ją ze sobą w walizce.
Zapach jest właściwie taki sam jak szamponu, choć tym razem odżywka jest biała :) Konsystencją przypomina trochę rzadszą maskę Biowax. Muszę przyznać, że jest bardzo dobra - włosy się nie puszą, ładnie pachną i są odżywione na miarę możliwości. Z chęcią wypróbuję drugi wariant tej odżywki.





I również skład, jeśli jesteście zainteresowani:





Oprócz tej serii używałam też szamponu i odżywki (w wersji standardowej, nie trzyminutowej) nawilżającej i również jestem bardzo zadowolona, postaram się niedługo opisać moje wrażenia (przede wszystkim zapachowe, jest co wąchać! :P).
Jako bonus dodaję zdjęcie oddające aktualną długość moich włosów, żebym nie była gołosłowna :)





A jakie są Wasze opinie na temat tej australijskiej marki? Koniecznie dajcie znać!

peace&love,
Rebellious lady


wtorek, 11 czerwca 2013

Róże mineralne, czyli kilka słów o Lily Lolo

Przyznam szczerze, że moje doświadczenie z kosmetykami mineralnymi jest znikome. Co prawda zawsze kiedy czytałam różne recenzje tego typu produktów, chętnie przeglądałam sklepy internetowe oferujące np. Lily Lolo czy Everyday Minerals. Jednak oprócz bardzo przyjemnych składów i ciekawej kolorystyki takie kosmetyki cechują się też wysokimi cenami, które bardzo skutecznie odciągały mnie od zakupów.

Teraz poważnie zastanawiam się nad kupnem różu - a to wszystko za sprawą Agnieszki (82Inez), która wysłała mi odsypki cieni (o nich innym razem) i róży właśnie :)





Co prawda odsypki były trzy, ale przy okazji ostatniej przeprowadzki zagubił się gdzieś w akcji jeden z  malutkich słoiczków, dlatego nie załapał się na zdjęcie. Po prawej stronie odcień Oh La La!, a po lewej Sunset.

Sunset wpadł mi w oko na blogu Agi - po prostu moim wewnętrznym okiem widziałam go na swoich policzkach :) Nie pomyliłam się. Ceglasto-przybrudzony róż świetnie podkreśla moją bladą karnację, a jednocześnie dzięki brązowawym nutom delikatnie konturuje twarz. 
Natomiast Oh La La! jest bardziej dziewczęcy - jaśniejszy i wpada w róż przełamany brzoskwinią. Dodaje naturalnego rumieńca i myślę, że będzie pasował większości karnacji.






Obydwa róże są bardzo wydajne - paczkę od Agi dostałam w kwietniu, a na zdjęciu widać aktualny stan słoiczków (starczy mi pewnie jeszcze na jakieś 2 tygodnie). Naprawdę wystarczy odrobina, żeby uzyskać mocny kolor, dlatego trzeba uważać, żeby nie przesadzić.
Przyznam szczerze, że mam chęć na pełne wersje opakowań, więc jeśli nie zmienią mi się plany, pewnie w przyszłości wyląduje u mnie chociaż jedno opakowanie. Polecam! :)

Jestem ciekawa, jakie jest Wasze podejście do kosmetyków mineralnych: lubicie, znacie czy może nie przepadacie?


peace&love,
Rebellious lady

niedziela, 9 czerwca 2013

Miesiąc w zdjęciach - maj 2013

Naprawdę mi przykro, że zostawiłam Was na miesiąc, bardzo przepraszam. Nie wynikło to z mojego nieróbstwa czy niechęci do bloga - po prostu spotkało mnie ostatnio kilka bardzo smutnych momentów, do tego kolejny raz się przeprowadziłam, więc moje myśli były daleko od radosnego pisania o kosmetykach. Poza tym nie chciałam udawać przed Wami, że wszystko jest okej, bo pewnie szybko byście to wyczuły, a ja osobiście bardzo nie lubię tego typu fałszu. Teraz mogę szczerze Wam powiedzieć, że jest o wiele lepiej i przede wszystkim ja czuję się o wiele lepiej.

Ale wracam do tematu - dziś podsumowanie miesiąca. Majówkę spędziłam w Poznaniu u mojej siostry wraz z przyjaciółką. To były jedne z najlepiej spędzonych dni w moim życiu - dużo rozrywki (kino, karaoke, zakupy), fantastyczne jedzenie (jak widać poniżej, zwłaszcza jedzonko z hinduskiej restauracji), a przede wszystkim niesamowite imprezy i mnóstwo niezwykłych ludzi, których poznałam. Takie chwile pamięta się do końca życia. Ostatnie zdjęcie to powrót do szarej rzeczywistości. Bardzo lubię połączenie pociąg + kawa + książka, jakoś lepiej mi się wtedy podróżuje.





Poniżej wszystko po trochu: sztuka uliczna (no, może trochę nad wyraz powiedziane), mój kot - muzyk, który bawi się moimi nutami, bilet na Iron Mana 3 (polecam!), pyszne frappe z Columbusa, manicure z użyciem lakierów z Color Clubu, upięcie z ćwiekowaną opaską (robione według filmiku Stylizacje <3) i Coca Cola, którą piję tylko w wyjątkowo kiepskie dni, bo nie jestem fanką gazowanego cukru z płynie (ale napisy z imionami to świetny pomysł). Nie zwracajcie uwagi na ostatnie 2 zdjęcia, bo jestem "miszczem" programów graficznych i zostało mi wolne miejsce w kolażu. Nevermind.




Mam nadzieję, że mimo tej przerwy nadal jesteście ze mną i czekacie na nowe recenzje :) Zdradzę Wam, że niedługo pojawi się post o produktach Aussie i różach Lily Lolo...


peace&love,
Rebellious lady