poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie roku

Rok 2012 był dla mnie bardzo ważny. Mieszały się w nim wydarzenia radosne i dołujące, bardzo dużo również się zmieniło. Z pewnością nie był to mój najlepszy rok, ale wiele się nauczyłam. Przeprowadziłam się, dzięki czemu poznałam mnóstwo wspaniałych i inspirujących ludzi. Poznałam lepiej samą siebie i moich przyjaciół (lub ludzi, którzy ich udawali). Odwiedziłam kilka miast (m.in. Międzyzdroje, Kraków, Zakopane i oczywiście mój ukochany Poznań <3), przywożąc ze sobą niezwykłe wspomnienia. Pogłębiła się moja miłość do kawy (co z pewnością zauważyli śledzący mnie na Twitterze i Instagramie :P).




Jeśli chodzi o kosmetyki i makijaż, zdałam sobie sprawę, że czasami mniej znaczy więcej. Tak, wiem, bardzo odkrywcze... Dlatego moja kosmetyczka jest jeszcze bardziej ograniczona niż wcześniej. Owszem, nadal siedzi we mnie maniaczka kolorowych i ekstrawaganckich makijaży, ale na co dzień raczej gustuję w brązach, ewentualnie jakiś kolorowych kreskach. Odważyłam się również wreszcie na kolor na ustach, którego dotychczas unikałam. 




W 2012 bardzo rozwinęły się moje i tak marne zdolności do zdobień na paznokciach - wzięłam udział w akcji paznokciowej (przyznam się Wam, że nie dodałam ostatniego wzorku, więc jest ich tylko 9, ale ciiii...). Makijaży nie było za wiele, mimo szczerych chęci - zawsze mam problem albo z oświetleniem, albo ze znalezieniem wolnej chwili... Dlatego jednym z postanowień na 2013 jest poświęcenie blogowi jeszcze więcej czasu i uwagi, bo to, co tu robię daje, mi radość i energię!





Chciałabym Wam bardzo podziękować, że cały ten czas jesteście ze mną - zebrało się Was dość sporo, o powoli dobijamy to 500! W życiu nie spodziewałabym się, że tyle osób będzie obserwować mojego bloga... Dajecie mi siłę i wiarę w siebie, w to, co robię. W 2013 postaram się bywać tu jeszcze częściej, pisać jeszcze więcej. Dziękuję i życzę Wam (i sobie) dużo radości i miłości w nadchodzącym roku!


peace&love,
Rebellious lady

Fireworks

Wiem, wiem. Miałam mnóstwo pomysłów na makijaże sylwestrowe, niestety ostatnio czułam się tak źle, że nie mogłam się do tego zabrać. Na pocieszenie pokażę Wam moje sylwestrowe paznokcie ;)






W planach miały to być złote kwiatki na czarnym tle, jednak wyszły z tego maziajki, które przypominają mi fajerwerki. Są banalnie łatwe i ładnie się błyszczą - czego chcieć więcej? :)

Jako bazy użyłam lakieru z Miss Sporty, którego bardzo, ale to bardzo nie polecam. Ciągnie się, ma źle przycięty pędzelek... Okropieństwo. Natomiast wzorki zrobiłam przy pomocy mojej nowej miłości, lakieru Inglot 225 (recenzja TU).
A Wy jakie paznokcie będziecie miały na dzisiejszych imprezach? Czy też postawiłyście na połączeniu czerni ze złotem?

PS Jeszcze dziś na blogu ukaże się podsumowanie roku :)


peace&love,
Rebellious lady

piątek, 28 grudnia 2012

It looks like a million dollars!

NIE-ZIEM-SKI! Właśnie to pomyślałam, gdy zobaczyłam swoje paznokcie po pomalowaniu ich lakierem Inglot 225. Jest to mój najnowszy nabytek w kolekcji lakierów, a niczym Chuck Norris kopnięciem z półobrotu awansował na pierwsze miejsce w mojej prywatnej liście najpiękniejszych lakierów w całym kosmosie. Zazwyczaj wstawiam tylko jedno zdjęcie do recenzji lakieru, ale tym razem zrobię wyjątek. Na żywo wygląda jeszcze lepiej!









1. Dostępność - 1 (wyspy i sklepy Inglot)
2. Cena - 1 (20 zł za 15 ml; niby sporo, ale pojemność jest adekwatna)
3. Kolor - 2 (czy muszę coś dodawać?)
4. Aplikacja - 1 (bardzo przyjemna)
5. Pędzelek - 1 (zwykły)
6. Krycie - 1 (perfekcyjne, kryje po 1 warstwie!)
7. Wysychanie - 1 (błyskawiczne!)
8. Współpraca z innymi preparatami - 1 (bez zarzutów)
9. Trwałość - 1 (trzymał się cały tydzień!)
10. Zmywanie - 1 (w normie)

Moja ocena: 11/10 :)


IDEAŁ! Malowanie paznokci to czysta przyjemność, do tego jedna warstwa daje pełne krycie, schnie błyskawicznie, no i ten kolor! Dziewczyny, na zakupy marsz, to absolutny must have każdej lakieromaniaczki! :)

Jak zapewne zauważyłyście, to już kolejny z rzędu lakier Inglota, którym się zachwycam. Tak oto na Waszych oczach z kompetnej przeciwniczki ich produktów do paznokci (bo cienie kocham od dawna) stałam się ich wielką fanką! Do tego bardzo cieszy mnie fakt, że to nasza rodzima, polska marka, która zdobywa sławę na całym świecie :)


peace&love,
Rebellious lady


czwartek, 27 grudnia 2012

Kosmetyczny Mikołaj

Przez cały rok byłam grzeczną dziewczynką (no dobra, chociaż poudawajmy, że tak było), więc przyszedł do mnie Mikołaj z wieloma prezentami. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu pokazywać wszystkiego, więc zobaczycie tylko prezenty kosmetyczne - będzie to mała zapowiedź tego, co będę testować :)

Od mojej współlokatorki dostałam paletkę z trzema kwadratowymi cieniami z Inglota i lakier do paznokci, również tej firmy. Jeśli macie wrażenie, że gdzieś na moim blogu widziałyście już podobne kolory cieni, nie mylicie się - Karolina (bo tak ma na imię) podstępnie pod moją nieobecność podpatrzyła, których odcieni używam najczęściej i kupiła bardzo zbliżone, tylko że z drobinkami :)





Lakier jest po prostu zachwycający - wystarczy na niego spojrzeć. W niedługim czasie na blogu pojawi się jego recenzja, także czekajcie cierpliwie.






A od Mikołaja-Mamy dostałam zestaw z L'Oreala - tusz Volume Million Lashes i eyeliner Super Liner  Ultra Precision. Był to strzał w 10, bo skończył mi się liner w słoiczku od Catrice i nadal szukam tuszu idealnego, a tego jeszcze nie próbowałam.






Oprócz tego dostałam jeszcze kilka naprawdę świetnych rzeczy, np. plecak z River Island od mojej siostry (jesteś najlepsza! :*). Bardzo mi się przyda, bo jest o wiele pakowniejszy (jest takie słowo w ogóle? :P) niż torebka, a jednocześnie równie ładny. Ja natomiast nawaliłam - kupiłam jej m.in. książkę J.K. Rowling "Trafny wybór", jednak okazało się, że już ją ma... To jednak nie był trafny wybór :D


Podsumowując, w tym roku dostałam bardzo trafione prezenty i z pewnością wszystkich będę używać. A co wy dostałyście? Piszcie w komentarzach i wysyłajcie mi zdjęcia na Twitterze! Jestem bardzo ciekawa :)


peace&love,
Rebellious lady



poniedziałek, 24 grudnia 2012

Świąteczne paznokcie + życzenia bożonarodzeniowe

Hoł, hoł, hoł! Przybywam dziś do Was w pełni bożonarodzeniowym nastroju! Planowałam więcej przedświątecznych notek, ale wkręciłam się w lepienie pierogów i uszek, pieczenie i dekorowanie pierniczków oraz piernikowych babeczek, więc czasu na posty po prostu zabrakło. Jednakże na pewno pojawi się ich całe mnóstwo przed Sylwestrem, dlatego musicie uzbroić się w cierpliwość :)

Z racji tego, że dziś Wigilia, postanowiłam zrobić sobie coś eleganckiego na paznokciach - przy okazji to uwieczniłam, może się Wam spodoba. Pomysł podpatrzyłam na którymś z genialnych blogów, które obserwuję, ale nie mogę sobie przypomnieć... Właścicielka posta z takim zdobieniem proszona jest o zgłoszenie się w komentarzu ;)




Na paznokcie nałożyłam Essence Nude Glam w odcieniu 03 Cotton candy, a na końcówki również Essence, tylko już ze stałej kolekcji 67 Make it golden. Całość wygląda bardzo elegancko i błyszcząco :)


Jako że to moja ostatnia notka przed świętami, chciałabym Wam życzyć mnóstwa radości z tego, co robicie, szczęścia z dużych i małych rzeczy, otaczającej Was miłości i spełnienia marzeń!


peace&love,
Rebellious lady

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Micel od Pharmaceris

Gdzieś od początku września mam problem z gospodarką hormonalną, a co za tym idzie z niespodziankami na twarzy w zwiększonej ilości. Z doświadczenia już wiem, że nadmierne mycie i wysuszanie tylko pogarsza sprawę, więc staram się używać kosmetyków w miarę nawilżających (co niestety nie zawsze idzie w parze z właściwościami przeciwtrądzikowymi). Jakiś miesiąc temu będąc w aptece zobaczyłam ten płyn micelarny i postanowiłam spróbować. Co z tego wyszło?





Płyn micelarny do delikatnego oczyszczania i demakijażu twarzy i oczu od Pharmaceris jest zamknięty w bardzo wygodnej butelce zawierającej 200 ml tego produktu. Jest ważny 9 miesięcy od otwarcia, ale przy intensywnym używaniu (2 razy dziennie) starczy na około 2 miesiące.

Dla zainteresowanych opis i skład:





Może zacznę od tego, że nie kupiłam go z myślą o zmywaniu makijażu oczu - jak dla mnie jest to bezsensowne, bo nie daje sobie z tym rady. Nie i już. Od tego mam moją niezastąpioną dwufazówkę Nivei i przy tym zostanę.

Co do demakijażu twarzy, radzi sobie bardzo dobrze. Oczywiście, nigdy nie będzie zmywał podkładu tak, jak żel, ale jest naprawdę nieźle - kiedy mam dzień leniwca, pozwalam sobie na użycie tylko tego kosmetyku i nie zawodzi mnie.Mam również wrażenie, że delikatnie nawilża, a nie wysusza moją skórę jak inne toniki i tym podobne. Prawie nie ma zapachu, a im mniej konserwantów i innych dodatków, tym lepiej. 

Generalnie bardzo przypadł mi do gustu i gdy skończy mi się ta butelka, wiem, że prędzej czy późnej wróci do mnie nowa ;)

To już kolejny dobry produkt od Pharmaceris - czy Wy macie swoich ulubieńców tej firmy?


peace&love,
Rebellious lady


sobota, 15 grudnia 2012

Niczym guma balonowa

Należę do tej grupy dziewczyn, które wolą błyszczyki od szminek. Nie wynika to jednak z mojego uprzedzenia, wręcz przeciwnie - potrafię godzinami maziać się testerami najróżniejszych odcieni pomadek i zachwycać się ich konsystencją. Mój problem polega na tym, że za każdym razem, kiedy szminka wyląduje na moich ustach, czuję się jak klaun. Dlaczego? Pojęcia nie mam. 

Jednak przy okazji wielkiej promocji na kolorówkę w Rossmanie postanowiłam znaleźć taki produkt, który pozwoli mi się jakoś oswoić i może przyzwyczaić... Sama nie wiem. Ale na szczęście skończyło się to happy endem, bo wylądował u mnie produkt, który pokochałam. Oto pomadka Maybelline Color Sensational w odcieniu 140 Juicy Bublegum.




Jak widać na załączonym obrazku, od kiedy ją kupiłam poszła w ruch i cały czas noszę ją w torebce (czyt. używam codziennie), więc zużycie jest już widoczne.

Bardzo lubię to opakowanie - choć plastikowe, jest dość trwałe, nie otwiera się samo, a ponad to mieni się pod światło! Sama szminka jest bardzo kremowa i nawilżająca. Można ją nosić na dwa sposoby: albo delikatnie wklepać palcem dla lekkiego efektu, albo nałożyć normalnie dla uzyskania pełnego koloru. Na dzień wolę raczej tą pierwszą wersję, choć i druga bardzo mi się podoba.




Tu efekt bardziej delikatny, taki jak noszę na co dzień.

Oczywiście, żeby szminka ładnie się prezentowała, trzeba odpowiednio zadbać o usta, tzn. nawilżać je regularnie i co jakiś czas peelingować. Sama w sobie nie podkreśla suchych skórek ani nie wysusza, ale jeśli nasze wargi są w złej kondycji, to nie możemy zrzucać winy na pomadkę. Bardzo polubiłam się z tym produktem i mam nadzieję, że pomoże mi jakoś przełamać złą passę moich poprzednich szminek :)

PS Przepraszam, że ostatnio dużo mnie nie ma, ale aktualnie piszę pracę naukową, która mnie dogłębnie pochłania, czy tego chcę, czy nie. Pociesza mnie myśl o nadchodzących świętach, wtedy będę miała mnóstwo czasu dla mojej rodziny i oczywiście dla Was!


peace&love,
Rebellious lady

sobota, 8 grudnia 2012

Step by step: Natural beauty

Wiem, że dawno nic dla Was nie malowałam, ale niestety zdjęcia mogę robić tylko w weekendy i tylko gdy znajdę na to czas... Właśnie dlatego ostatnio pojawia się więcej recenzji niż postów makijażowo-kolorówkowych. W ten weekend udało mi się znaleźć dosłownie 15 minut, więc wpadłam na pomysł, by zmalować dla Was makijaż, który wykonuję często, gdy mam mało czasu (czytaj: gdy nie mogę się zwlec z łóżka i potem jak szalona robię wszystko, żeby się nie spóźnić). Taki make-up wygląda też dobrze na niewyspanych oczach (ręka w górę, kto ostatnio śpi po kilka godzin...). W skrócie: szybko, ładnie i naturalnie :)






No to lecimy od początku :)

Najpierw nakładam na twarz podkład i zakrywam cienie pod oczami (Pharmacers F, odcień Ivory). Następnie przyciemniam brwi ciemnym, matowym brązem (Inglot 363 Matte) i układam je za pomocą odżywki do brwi i rzęs (Miss Sporty, Just Clear Mascara). Na całą powiekę nakładam bazę pod cienie (Hean, Stay On Base).






Wzdłuż linii załamania powieki rozcieram ciepły, karmelowy odcień brązu (Inglot 357 Matte). Na całą ruchomą powiekę nakładam matową kość słoniową (Inglot 353 Matte).






Następnie dolną powiekę podkreślam ciemnym, zimnym odcieniem brązu (Inglot 363 Matte). Aby otworzyć optycznie oko nakładam jasny cień w kremie na linię wodną (Essence Ballerina Backstage, 01 Dance the Swan Lake) - niestety aparat tego nie wychwycił...






Teraz wystarczy narysować kreskę (Catrice Gel Eye Liner) i wytuszować rzęsy (Max Factor 2000 Calorie). Gotowe!




Oczywiście w wersji na leniwca totalnego kreska występuje u mnie bez jaskółki ;)


Jak zawsze mam nadzieję, że moja propozycja przypadła Wam do gustu. A ja już zacieram łapki, bo nadchodzi okres świąteczno-sylwestrowy, milion makijaży mam już w głowie... Oby starczyło mi czasu, aby kilka pomysłów dla Was zrealizować!

PS Ostatnio u mnie praca wre, więc nie zawsze mam czas na bloga, ale przypominam, że możecie mnie  śledzić na Twitterze (tam bywam najczęściej), ostatnio również na MakeUp Bee (tam jestem czasami) oraz na Instagramie (tam bywam najrzadziej) :P


peace&love,
Rebellious lady


wtorek, 4 grudnia 2012

Essie Good to Go - warto?

Kiedyś nie przywiązywałam dużej wagi do top coat'ów (tu wielki okrzyk zdumnienia blogerek paznokciowych :P). Po prostu używałam lakieru bezbarwnego pod i na lakier. Później ewoluował on w odżywkę do paznokci. Teraz ewolucja zmierza ku top coatom właśnie, a właściwie poszukiwaniu tego idealnego, po którym lakier pięknie się błyszczy, szybko schnie i długo się trzyma. Wypróbowałam większość topów od Essence i żaden nie spodobał mi się na tyle, żeby zaprzestać moje poszukiwania. Kolejny był top od Catrice - zostawiał piękny połysk, ale nie przyspieszał schnięcia. Z wielką nadzieją więc sięgnęłam po klasykę - Essie Good to Go. Jakie są moje wrażenia?




Jest wart każdego wydanego grosza! Po pierwszym użyciu nie mogłam uwierzyć, że w 2 minuty moje paznokcie były suche, a po ok. 7 minutach mogłam już normalnie wykonywać czynności bez obaw o lakier! Do tego dochodzi piękny błysk - paznokcie wyglądają jak z reklamy... Do tego przedłuża trwałość manicuru o jakieś 2 dni, dla mnie jest to bardzo długo.

Do tego jest bardzo wydajny - stan widoczny na zdjęciu to zużycie po prawie 3 miesiącach używania! Mam nadzieję, że nie zmieni się jego konsystencja i do końca będzie się świetnie spisywał.

Wiem, że dla niektórych dziewczyn wydanie ok. 35 zł na taki produkt, ale jestem żywym przykładem, że to naprawdę nie opłaca - jeszcze kilka miesięcy temu pukałam się w głowę, przechodząc koło szafy Essie (dostępne w Super Pharmach), a teraz podziwiam to cudeńko i oszczędzam czas. Zero odbitej pościeli! Zero śladów palców na lakierze! Sądzę, że naprawdę warto.


Mam do Was pytanie związane z Essie - zawsze, gdy oglądam lakiery w szafie Super Pharm, to mam wrażenie, że zaraz wykipią z tych buteleczek... A takie długie przetrzymywanie w cieple na pewno im nie służy. Jakie macie z nimi doświadczenia? I jakieś porównanie np. z egzemplarzami ze sklepów internetowych?


peace&love,
Rebellious lady 


poniedziałek, 3 grudnia 2012

Wyniki jesiennego rozdania!

Uwaga, uwaga - dziś wielki dzień. Wszem i wobec ogłaszam wyniki jesiennego rozdania :)
Bez zbędnego przeciągania, chciałabym podziękować wszystkim za zgłoszenie się i napisanie kilku słów. Mimo że chciałabym obdarować Was wszystkie, nagroda jest tylko dla jednej. Tą szczęściarą jest...


DIY craft!




Gratuluję! Postaram się skontaktować z Tobą w ciągu najbliższych dni. Mam nadzieję, że reszta dziewczyn nie poczuje się ominięta, ponieważ staram się robić rozdania i konkursy jak najczęściej tylko mogę. Tak więc miejcie oczy szeroko otwarte! :)


peace&love,
Rebellious lady

niedziela, 2 grudnia 2012

Fioletowy ideał

Niedawno wspominałam o tym, że przekonałam się do lakierów Inglot. Teraz z przyjemnością mogę dodać, że trafiły do czołówki moich ulubionych firm lakierowych. Dziś przedstawiam Wam kolejną sztukę, którą dostałam od mojej kuzynki (muak! :*) i kompletnie oszalałam na jego punkcie! Oto piękny, żywy fiolet Inglot 947.





1. Dostępność - 1 (wyspy i sklepy Inglot)
2. Cena - 1 (20 zł za 15 ml; niby sporo, ale pojemność jest adekwatna)
3. Kolor - 1 (żywy, ciepły fiolet)
4. Aplikacja - 1 (bardzo przyjemna dzięki świetnej konsystencji)
5. Pędzelek - 1 (zwykły)
6. Krycie - 1 (w normie, 2 warstwy)
7. Wysychanie - 1 (w normie)
8. Współpraca z innymi preparatami - 1 (bez zarzutów)
9. Trwałość - 1 (cztery, pięć dni!)
10. Zmywanie - 1 (w normie)

Moja ocena: 10/10

Ten lakier stał się jednym z moich ulubieńców, bardzo często gości na moich paznokciach i kolekcjonuje komplementy. Polecam go wszystkim nieprzekonanym do lakierów tej firmy, bo trzeba spróbować na własnych paznokciach, żeby zrozumieć ;)
Przepraszam za lekko starte końcówki, ale miałam go na sobie już 3 dzień, więc i tak trzymał się wyśmienicie :)

PS Jutro pojawią się wyniki rozdania, bądźcie cierpliwe!


peace&love,
Rebellious lady