czwartek, 2 czerwca 2011

Moc kwiatów zamknięta w pudełeczku

Z edycji limitowanej Bloosoms etc. chyba największą uwagę skupił na sobie rozświetlacz. Odcień jest tylko jeden - 01 Flower power, a chętnych wielu :) Opinie na jego temat są podzielone - jedni go kochają i żałują, że to limitowanka, a inni twierdzą, że nie robi nic. Nadszedł czas, abym dorzuciła moje trzy grosze.




Opakowanie:
Co prawda plastikowe, ale dość porządne jak na Essence. Nawet na początku miałam problem z jego otwieraniem, bo tak mocno trzymało. Z czasem się wyrobiło i sprawdza się dobrze. Wiadomo, nie jest najpiękniejsze, ale za taką cenę... who cares? :)

Produkt:
Producent nazywa to cudeńko "multi color powder", ale ja nie wyobrażam sobie używania go jako zwykłego pudru. Lub chociażby zamiennik meteorytów. Moim zdaniem jest to delikatny rozświetlacz i w takim celu go kupiłam. Przyznam Wam się, że jest to pierwszy tego typu kosmetyk w moim kuferku - po prostu wcześniej nie widziałam potrzeby posiadania rozświetlacza. Mimo tego mam porównanie, nie myślcie sobie, że tak w ciemno piszę :) 
To co znajdujemy w środku, zdobywa kobiece serca: przesłodkie, kolorowe kwiatuszki z lekkim pobłyskiem srebra gdzieniegdzie. Tak to już jest, że kobiety często lecą na takie bajery :) Konsystencja lekkiego pudru, powiedziałabym nawet, że bardzo lekkiego. Śliczny, słodkawy zapach. 

Działanie:
Złe dobrego początki - gdy przyszłam do domu, od razu wzięłam się za testowanie. I co? Zaskoczenie. Chwyciłam za pędzel do bronzera/różu/rozświelacza, nabrałam kosmetyku i maluję. Nic. Drugi raz to samo. I trzeci. I czwarty. Kolejne warstwy, nic nie było widać. Pomyślałam, że to wina pędzla  (pewnie łakomczuch zjada mi kosmetyk), więc szybko zmieniłam pędzel na troszkę bardziej drapiący (mimo że go nie lubię). Dalej nic. Poszperałam w internecie - i co się okazało? Najlepszą metodą na aplikację tego nicponia jest wklepywanie palcami. Tak go używam i spisuje się całkiem nieźle.

Trwałość:
Parę godzin, to zależy od tego, czy często dotykacie swojej twarzy. Ja niestety często to robię i utrzymuje się jakieś 2 godziny.

Efekt: 
Delikatna, różowosrebrna poświata - idealna dla bladolicych. Nie ma ogromnego brokatu, a drobinki są widoczne w świetle naturalnym/sztucznym.


Podsumowując, jest to dobry kosmetyk za niską cenę, ale nie must have. Jeśli jesteście zainteresowane, zajrzyjcie do Natury (uzupełniają standy). Z pewnością nie jest to mój ulubiony rozświetlacz, będę szukała ideału. Ot, moc kwiatów zamknięta w pudełeczku :)

5 komentarzy:

  1. nie mam, ale po porażce z rozświetlaczem z LE paradise island darowałam sobie ich rozświetlacze

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jakoś całkiem odpuściłam Essence po tym jak okazało się, że 90% kosmetyków, których się pozbywam to właśnie Essence :P

    OdpowiedzUsuń
  3. to nie dla mnie szukam czegoś innego na dłużej niż 2 h :)

    OdpowiedzUsuń
  4. myśle, że nie byłby do mojego /żółtawego/ koloru cery...

    OdpowiedzUsuń
  5. simply_a_woman - Słyszałam, że rozświeltacz z ich stałej kolekcji jest całkiem niezły :)

    Greatdee - Wiadomo, Essence kusi niską ceną :)

    HaloGosza - Jeśli nie dotykasz zbyt często twarzy, to utrzyma Ci się gdzieś ze 4 godziny. Tak sądzę.

    pugsilove - To zależy, ale raczej nie.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz sprawia mi radość - napisz coś od siebie :)
(brak weryfikacji obrazkowej)