Muszę przyznać, że Nivea wprowadza ostatnio wiele pozytywnych zmian. Jedną z nich jest wprowadzenie na rynek balsamu pod prysznic - gratuluję przede wszystkim pomysłowości, bo nigdzie wcześniej nie spotkałam się z tego typu kosmetykiem. Reklama zaintrygowała mnie do tego stopnia, że nie mogłam się oprzeć chęci spróbowania tego cudaka. I nawet wszelkiego typu komentarze "to sama parafina, która jedynie oblepia ciało" nie zdołały mnie zniechęcić.
Dostępne są dwie wersje: dla zwykłej i suchej skóry, w dwóch wersjach: 250 i 500 ml. Zdecydowałam się na wersję dla suchej skóry, mimo że moja nie jest bardzo wymagająca - po prostu założyłam, że mimo obietnic, produkt, który się zmywa, nie będzie tak nawilżający, jak zwykły balsam.
Jak tego użyć? Po prostu nałożyć na umytą już, wilgotną skórę i po chwili spłukać. Łatwizna. Produkt bardzo szybki w użyciu, idealnie nadaje się na poranne prysznice, gdy gdzieś się śpieszymy. Można od razu założyć ubrania, bez problemu lepiących się materiałów do ciała. Jednak tak, jak się spodziewałam nawilżenie nie dorównuje temu, które daje zwykły balsam. Jestem więc ciekawa, jak sprawowałby się wariant do skóry normalnej... Kolejnym minusem jest wydajność, a raczej jej brak. Używam go tylko wtedy, gdy nie mam za wiele czasu, a i tak ubywa go w zastraszającym tempie, zwłaszcza biorąc pod uwagę nie najniższą cenę. Za to świetnie nadaje się jako nawilżacz na świeżo wydepilowane nogi i w tych celach staram się go zużyć.
Jeśli chodzi o zapach, to jest jak większość produktów Nivea. Jednak dla tych z Was, które za nim nie przepadają, mam dobrą wiadomość - po spłukaniu właściwie w ogóle go nie czuć. Konsystencją jest podobny do bardzo rzadkiego mleczka do ciała.
I teraz rzecz chyba najbardziej kontrowersyjna, czyli skład. Jak widać, na trzecim miejscu mamy parafinę... Generalnie składniki nie są zbyt przyjazne. Na szczęście nie odczułam żadnych negatywnych skutków używania tego kosmetyku, ale jestem świadoma, że na wiele kobiet mogłoby być zawiedzione. Dlatego zanim zdecydujecie się na zakup, warto przestudiować skład i zastanowić się, czy jesteście uczulone na któryś za składników.
Podsumowując, dochodzę do jednego wniosku - jeśli nie macie nic przeciwko balsamowaniu się standardowymi specyfikami, ten produkt jest Wam zupełnie niepotrzebny. Ja należę do takich osób i raczej ponownie się w niego nie zaopatrzę :)
A jakie są Wasze opinie na temat tego cudaka?
peace&love,
Rebellious lady
Mi się wydaje, że to wcale nie przyspiesza akcji "smarowanie". Dodatkowo negatywnie wpływa na zużycie wody...
OdpowiedzUsuńMi osobiście mniej czasu zajmuje użycie tego balsamu niż zwykłego.
UsuńMam białą wersję i powiem szczerze, że du*y nie urywa.
OdpowiedzUsuńTak myślałam ;)
UsuńJa nawet zastanawiałam się nad zakupem i wrzuceniem go do fitnessowej kosmetyki, ale miałam próbki i jakoś mnie nie przekonał...
OdpowiedzUsuńNo właśnie taki sobie jest, o :P
Usuńzastanawiałam się nad jego zakupem,ale stwierdziłam, że wolę już od czasu do czasu użyć zwykłego balsamu :)
OdpowiedzUsuńRozsądnie :)
UsuńA ja na przekór wszystkim, nie cierpię się balsamować. Nienawidzę uczucia lepkości. I ten balsam jest dla mnie zbawieniem! Nawet jeśli miękka skóra, to tylko otoczka z parafiny :)
OdpowiedzUsuń