Listopad upłynął mi pod znakiem ciągłej pracy, ale pocieszam się myślą, że coraz bliżej święta... Udało mi się jednak wyrwać dwa razy do kina, bo takich premier nie można przegapić! Było też co świętować, także równowaga w naturze została zachowana :)
Najpierw było pierwsze świętowanie, czyli urodziny współlokatorki - naprawdę zabawne było zamawianie pizzy tak, żeby nie zauważyła, co kombinujemy :) Potem drugie święto, czyli 11 listopada. Co prawda nie byłam wtedy w Poznaniu, ale Lidl poratował swoimi rogalami świętomarcińskimi, które były naprawdę przepyszne! Na koniec trzecie święto, czyli... moje imieniny. Od siostry dostałam z tej okazji "Chłopców" Jakuba Ćwieka, będzie co czytać!
W międzyczasie było weekendowe odpoczywanie od pracy i od soczewek, czekanie na pociąg w deszczu z najgorszą kawą ever (nawet jeśli się Wam bardzo śpieszy, nigdy w życiu nie kupujcie kawy w Małpce...), a także wieczorny spacer po Szczecinie, udokumentowany zdjęciem Bramy Portowej.
W kinie byłam na dwóch premierach. Thor 2: Mroczny Świat był znacznie lepszy od pierwszej części, choć i ta była niesamowita. Zdecydowanie polecam fankom i fanom Marvela. Za to W pierścieniu ognia zachwycił mnie i nie pozwolił o sobie zapomnieć. Absolutnie każdy powinien obejrzeć ten film - jeśli podobały Wam się Igrzyska Śmierci, to ten zwali Was z nóg.
A w bonusie załapał się dwa razy Franciszek, raz w wersji "kot nostalgiczny", a raz w wersji "kot nietoperz" ;)
A jak Wam minął ten miesiąc? Czekacie już na śnieg i święta?
peace&love,
Rebellious lady