Wiem, że ten błyszczyk nie jest żadną nowością, a wręcz przeciwnie - nie jestem nawet pewna, czy ten odcień jest jeszcze dostępny po kilku zmianach w szafach Essence. Kupiłam go chyba wiosną tego roku zauroczona zapachem, kolorem i niezwykłym aplikatorem. Trendsetter miał mi wyznaczać nowe trendy w makijażu, gdyż rzadko podkreślam usta mocniejszym odcieniem, a wylądował na mojej czarnej liście. Modowa policja - brać go!
Błyszczyk Essence z serii Stay with me zamknięty jest w grubym plastikowym opakowaniu i mieści 4 ml. Jest ważny 12 miesięcy i nosi jakże nietrafną nazwę Trendsetter. Co do aplikatora - jest zwężony na środku i ma dopasowywać się do kształtu ust. W rzeczywistości błyszczyk przy nakładaniu wychodził poza kontur ust i nie była to wina moich zdolności manualnych.
Sama konsystencja jest dla mnie nie do zniesienia - produkt rozkłada się na ustach bardzo nierównomiernie, nawet przy małej ilości. Zbiera się i tworzy plamy, po prostu masakra (nie mylić z maskarą :P). Do tego błyszczyk jest bardzo gęsty i lepi się... Nawet nie robiłam zdjęcia na ustach, do wygląda to źle. Bardzo źle.
Same widzicie na załączonym obrazku, że nawet po przyklepaniu palcem efekt nadal jest nierównomierny. I choć kolor skradł moje serce, Trendsetter raczej nie zagości ponownie na moich ustach. Robiłam kilka podejść i wszystkie kończyły się klapą.
Czytałam, że jaśniejsze kolory cieszą się powodzeniem - macie, znacie, lubicie?
peace&love,
Rebellious lady