Luty minął mi pod znakiem ciężkiej pracy - niestety, był pełen obowiązków, ale znalazłam też trochę czasu na rozrywkę, i to nie byle jaką :) Jeśli jesteście zainteresowane mojego miesiąca w zdjęciach - zapraszam!
Jako pierwsze w tym miesiącu na moich paznokciach gościły ćwieki na paznokcie, o których możecie poczytać TU. Muszę przyznać, że zrobiły na mnie wrażenie i bardzo mi się podobają. Sprawdziłam - można je zdjąć i użyć ich jeszcze raz, a to wielki plus. Zdecydowanie polecam.
Robiąc porządek w szafie, znalazłam torebkę, z którą wiąże się historia przedstawiająca mój charakter w 100%. Wypatrzyłam ją kiedyś w sklepie internetowym i zachwycona czym prędzej kupiłam. Ale gdy już przyszła, zupełnie mi się nie podobała. Po kliku miesiącach leżenia w szafie założyłam ją RAZ. Wyszłam z domu z myślą "jaka piękna, dlaczego jej nie nosiłam?", a wróciłam z myślą "nigdy więcej jej nie założę, nie podoba mi się"... Kobieca logika. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, tylko odsprzedać ją komuś, kto będzie doceniał jej piękno, bo ja jakoś nie umiem się nią cieszyć. Jeśli jesteście nią zainteresowane, piszcie w komentarzach.
Następne zdjęcie mówi samo za siebie - TŁUSTY CZWARTEK! Tak, to jedyny dzień, w którym pączki idą w cycki (gdy to sobie powtarzacie, wyrzuty sumienia jakoś maleją) :)
Oczywiście po kalorycznym jedzonku czas na ćwiczenia. Ja szczególnie lubię te z Jillian Michaels. I choć nigdy nie skończyłam całego trzydziestodniowego cyklu, to po prostu trening od czasu do czasu poprawia mi humor i daje mi dużo energii.
Na kolejnym zdjęciu moje pianino. Bardzo je lubię i chciałabym wrócić do gry na nim, które porzuciłam z trzy lata temu. Mam nadzieję, że mi się uda. Pierwsze próby już za mną, zobaczymy co dalej.
Takie smakołyki jak na ostatnim zdjęciu robi tylko moja siostra - w środku zimy można poczuć się jak na wakacjach!
Następne 3 zdjęcia to jedna historia. Poranna kawa do pociągu - kierunek: Katowice! Niestety, samo miasto mnie nie urzekło, ale celem tej wycieczki był koncert Slasha z Myles'em Kennedy'm i chłopakami z The Conspirators. Nie mam słów, żeby go opisać - był niesamowity, repertuar powalił wszystkich na kolana (zagrali również kilka sztandarowych kawałków Guns'n'Roses). Poza tym uwielbiam osobę Slasha i widząc go na żywo spełniłam swoje wielkie marzenie.
W Walentynki (które w tym roku bardzo skutecznie olałam) sprezentowałam sobie pierwszy polski Harper's Bazaar. Cieszę się, że taka prasa wchodzi na polski rynek, myślę, że znajdzie tu liczne grono odbiorców. Jednak mam bardzo poważne zastrzeżenia, w szczególności do działu o makijażu... Moim zdaniem trochę żenada. W mini poradnikach czytam, żeby najpierw przykleić sztuczne rzęsy, a następnie nałożyć złocisty cień - przecież skończymy z cieniem osypanym na rzęsach, co na pewno będzie widać i nie uważam, żeby było to estetyczne. Albo rada, żeby rzęsy pokolorować sypkim pigmentem lub kremowym cieniem... Dno i bąbelki. Przecież pigment zaraz się osypie tak jak cień i będziemy wyglądać jak pandy. A kremowe cienie mają to do ciebie, że lubią się odbijać na powiekach. Ale to jeszcze nic. Moim prywatnym mistrzem jest ktoś, kto napisał, by tuszować rzęsy do momentu, aż się posklejają. Naprawdę? Przecież skończymy z rzęsami o wyglądzie grubych, pajęczych nóżek. Posklejanych nóżek. Nie chcę wyjść tu na pyszną blogerkę, która myśli, że wie wszystko na temat makijażu i udziela rad fachowcom. Nie, po prostu boję się o te wszystkie kobiety, które zastosują się do tych rad i zrobią z siebie klauna, nie będąc tego świadomym. Albo może moja troska jest zbędna, bo nie rozumiem wielkiego świata mody i jestem za prosta, żebym pojęła te niesamowite techniki makijażu. Jednak żebyście nie odniosły mylnego wrażenia - co do ogółu tej pozycji jestem jak najbardziej na tak.
Kolejne 3 zdjęcia to dokumentowanie okazji do wytchnienia i lenistwa. Co robi Buntowniczka, gdy ma wolną chwilę? Maluje paznokcie i bawi się z kotem. Bo to w końcu Dzień Kota był :)
Tak, tak, wzrok Was nie myli - dopiero co byłam na koncercie, a tu już kolejny bilet! Tym razem na Iron Maiden. Nie zostaje nic innego jak tylko czekać do lata :)
I zdjęcie z dzisiaj - niby ostatni dzień lutego, a ja poczułam się jakby był początek kwietnia. Nareszcie wyszło słońce, a co za tym idzie - dostałam zastrzyku energii (i wylądowałam na małych zakupach, ale o tym innym razem).
Ale się rozpisałam, nie sądziłam, że wyjdzie mi taki długi post! Mam nadzieję, że ktoś dobrnie do końca i podzieli się ze mną opinią na poruszone w nim tematy :)
peace&love,
Rebellious lady