Dziś kilka słów o bazie z Paese, którą kupiłam jakiś czas temu w miejsce tej od Hean, która swojego czasu była bardzo chwalona w kosmetycznej blogosferze. Na początku się z nią nie lubiłam, ale teraz moje odczucia co do niej są na szczęście jak najbardziej pozytywne.
Jak widać z biegiem czasu opakowanie uległo lekkiemu zniszczeniu, ale zawartość jest dobrze chroniona przed narażaniem na działanie powietrza. Czarny, w miarę elegancki słoiczek dobrze mi służy przy wykonywaniu właściwie wszystkich makijaży. Sam produkt jest bardzo podobny do reszty tego typu baz pod cienie - jest aksamitny w dotyku, łatwo się nakłada (ale najpierw musi być rozgrzany w palcach), kolor wpada w odcień jasnego fioletu, którego nie widać po aplikacji. Bazy trzeba nałożyć naprawdę odrobinę, bo zbyt duża ilość tylko pomoże w rolowaniu się cienia na powiekach. Btw. - pisząc rolowanie w mojej głowie pojawiła się Natasza Urbańska. Mózgu, przestań...
Wracając do bazy, świetnie podbija ona kolor cieni, co widać na zdjęciu powyżej. Odcień może wydać się trochę ciemniejszy, ale na oku tak tego nie widać. W gruncie rzeczy to całkiem dobry kosmetyk, ale nie wyróżnia się na tle braci proponowanych przez inne firmy. Moim zdaniem jest bardzo porównywalna jakościowo z egzemplarzem od Hean, z tym, że ta druga jest mniej zbita i jest jej więcej. Baza kosztuje około 20 zł, ale jest niesamowicie wydajna.
Jestem ciekawa, czy używałyście kiedyś bazy, która wyróżniała się na tle innych - może coś z wyższej półki, np. Urban Decay lub Tarte?
peace&love,
Rebellious lady
ja na chwilę obecną testuje bazę z Bell.
OdpowiedzUsuńI jak się sprawuje?
UsuńPrzekonałam się, że tego typu bazy mi nie pomagają. Muszę sięgać po te droższe, co wcale mnie cieszy ;) U mnie świetnie sprawdzają się Urban Decay, Too Faced, a ostatnim odkryciem jest Put a lid on it z The Balm :)
OdpowiedzUsuńW takim razie, jeśli będę miała okazję, to na pewno zakupię :)
Usuń